Awans mają już w kieszeni, ale i tak nie zwalniają tempa. W sobotę Świdniczanka pokonała na wyjeździe Start Krasnystaw 2:1. Obie ekipy zmierzą się jeszcze raz 14 czerwca, ale tym razem w finale Pucharu Polski na szczeblu województwa.
To było już piąte zwycięstwo z rzędu „Świdni”, licząc tylko mecze ligowe. W grupie mistrzowskiej Michał Zuber i spółka stracili punkty tylko raz – pod koniec kwietnia, kiedy zremisowali u siebie właśnie ze Startem.
Goście rozpoczęli zawody od mocnego uderzenia. Bardzo szybko dwie dobre sytuacje miał Hubert Kotowicz. Jedną z nich udało się wykorzystać. W szóstej minucie dobre, długie podanie posłał Arkadiusz Bednarczyk, a Kotowicz samym przyjęciem oszukał rywali, wpadł w pole karne i „na raty” pokonał bramkarza gospodarzy. 120 sekund później mogło być 0:2. Tym razem autor pierwszego trafienia się jednak pomylił.
A tuż po dwóch kwadransach gry zamiast 0:2 zrobiło się 1:1. Po rzucie rożnym świetnie w polu karnym znalazł się Piotr Kożuchowski, który z 12 metrów huknął w „okienko”. Później swoją szansę miał Zuber, ale spudłował i do przerwy było po jeden.
Drugą odsłonę golem mógł rozpocząć Michał Paluch. Po centrze Kamila Sikory do szczęścia zabrakło jednak centymetrów, bo były snajper Lublinianki przymierzył w poprzeczkę. „Świdnia” dominowała, ale długo musiała czekać na drugą bramkę. Udało się w 74 minucie. Ewidentnie faulowany w szesnastce Startu był Kotowicz, a z „wapna” nie pomylił się Zuber.
Miejscowi nie mieli już nic do stracenia i kilka razy postraszyli rywali, głównie po stałych fragmentach gry. W polu karnym ekipy ze Świdnika porządnie się „zakotłowało”, ale wynik nie uległ już zmianie i ostatecznie to podopieczni trenera Gieresza zgarnęli kolejne trzy punkty.
– Można powiedzieć, że ten mecz teoretycznie cały czas był pod naszą kontrolą. Bramka stracona jednak po drobnym, indywidualnym błędzie spowodowała, że spotkanie było emocjonujące do samego końca. Widać było po obu drużynach, że odczuwają trudy środowych starć w Pucharze Polski. My chyba trochę lepiej sobie z tym poradziliśmy i ostatecznie, w pełni zasłużenie odnieśliśmy zwycięstwo. Postrachem rywali na pewno był Hubert Kotowicz, który zdobył gola i wywalczył rzut karny. Niepotrzebnie sprokurowaliśmy kilka stałych fragmentów gry, bo wiadomo, że grając ze Startem trzeba się tego wystrzegać – mówi Łukasz Gieresz.
Jak zawody oceniają gospodarze? – Powiem szczerze, że po tak ciężkim meczu z Podlasiem, w środę, a na dodatek bez Dawida Sołdeckiego, spodziewałem się, ze będzie gorzej. Nie mówię, że jestem zadowolony, bo przegraliśmy, ale na pewno powalczyliśmy. Szkoda tego karnego na 1:2, bo zawodnik Świdniczanki nie miał już co zrobić z piłką, a nasz obrońca w niego wbiegł. Gdyby nie ta sytuacja, to uważam, że mogliśmy się pokusić o remis. Niedługo zagramy rewanż i to w ważniejszym meczu, bo finale Pucharu Polski. I znowu powinno być ciekawie – przyznaje Marek Kwiecień.
Start Krasnystaw – Świdniczanka Świdnik 1:2 (1:1)
Bramki: Kożuchowski (32) – Kotowicz (6), Zuber (74-z karnego).
Start: Janiak – Kożuchowski, Lenard (72 Jabłoński), Saj, Czarniecki, Chariasz (65 J. Sołdecki), Konojacki, Florek (55 Pachuta), Ciechan, Lando (80 Korzeniowski), Skiba.
Świdniczanka: Socha – Pielach (46 Strug), Kanarek, Ptaszyński, Szymala, Bednarczyk, Nawrocki (33 Sikora), Kutyła (85 Łopuszyński), Zuber, Kotowicz (89 Kowalski), Paluch (90 Janczarek).