Regularne problemy z dostawami wody albo jej kompletny brak – na to od dłuższego czasu narzekają mieszkańcy podlubelskich gmin. Powodem jest susza i przestarzałe ujęcia
– Najpierw co jakiś czas, a ostatnio codziennie mamy przerwy w dostawie wody. Władze mają nas w „nosie”, a w upały jest to naprawdę uciążliwe – napisał do nas pan Andrzej, mieszkaniec Dominowa w gminie Głusk. – Co będzie, jeśli wybuchnie pożar, a w hydrantach susza?
– Zaczyna się w maju lub w czerwcu. Najpierw mamy spadek ciśnienia, a później wody w ogóle nie ma – dodaje pan Paweł. – W weekendy jest najgorzej. Jeśli mamy wodę przez 2-3 godziny, to jest bardzo dobrze. A przecież są tu mieszkańcy bloków, są sklepy, jest firma cateringowa i żłobek. Jak ci ludzie i instytucje mogą funkcjonować bez wody?
– To bardzo utrudnia nam pracę. Dzieci nie mogą korzystać z toalety – przyznaje Dorota Sałata-Czaplińska, która prowadzi w Dominowie szkołę językową. – Często są też inne awarie. Gdybyśmy wiedzieli, że tak to będzie wyglądać, to na pewno byśmy tu nie zamieszkali.
Władze gminy znają problem. – Z wodociągu w Czerniejowie (gmina Jabłonna – red.) korzystają zarówno mieszkańcy naszej gminy z Dominowa, Mętowa i Ćmiłowa, jak też mieszkańcy gminy Jabłonna i Lublina – wyjaśnia Bogusław Kukuryk, sekretarz gminy Głusk.
– Wodociąg jest stary i wymaga modernizacji. Problem w tym, że Wodrol, który od lat nim zarządza, nie inwestował i nie remontował sieci, mimo że mieszkańców przybywa.
Zdaniem sekretarza, była nawet próba porozumienia się w tej sprawie z Jabłonną. – Chcieliśmy to wziąć na siebie. Wniosek o dofinansowanie z pieniędzy unijnych remontu ujęcia Czerniejów został złożony już w lipcu zeszłego roku. Obecnie czekamy na jego pozytywną ocenę przez Urząd Marszałkowski, a po zrealizowaniu inwestycji chcemy przejąć ujęcie i wodociąg od Wodrolu – mówi.
Jak się okazuje, nie tylko ujęcie Czerniejów sprawia kłopot. – Na wszystkich tak jest – przyznaje Marcin Pastuszak, zastępca wójta gminy Jabłonna. – W Wielkanoc mieliśmy np. problem w Krzczonowie. Ludzie praktycznie przez całe święta nie mieli wody.
Zdaniem Pastuszaka, w zbudowanych 30 lat temu ujęciach brakuje wody. – Przybywa domów, a sieci nie są przystosowane do takiego zużycia, jakie mamy obecnie – wyjaśnia.
Pracownicy Wodrolu przez ostatnie dni jeździli do mieszkańców podlubelskich gmin, którzy mają problemy z dostępem do wody. Nie tylko apelowali, aby ją oszczędzać, ale rozdawali też butelkowaną wodę. We wsiach pojawiły się także beczkowozy.
Zdaniem Leszka Kalinowskiego, prezesa Wodrolu, głównym problemem jest marnowanie wody przez samych mieszkańców. – Lustro wody w ujęciu podziemnym obniżyło się o 2–3 metry, a to jest bardzo dużo. Rozwiązanie jest takie, żeby mieszkańcy Lubelszczyzny bezsensownie nie lali tej wody na place, trawniki, rośliny. Opamiętajmy się i zacznijmy ją oszczędzać! – apeluje.
– W ostatnim czasie pojawiło się wokół Lublina bardzo wielu napływowych mieszkańców. Mieliśmy nawet takiego klienta, który powiedział, że kupił tuje za kilkaset złotych i musi je podlewać. Nie obchodzi go to, że sąsiad nie ma wody – dodaje Magdalena Kusiak-Mazur, wiceprezes Wodrolu.