– Krzyczałam ratujcie psa, albo dajcie mu zastrzyk, żeby nie cierpiał, ale ona już nie żyła – relacjonuje kobieta, która straciła owczarka. Mieszkańcy Świdnika podają kolejne adresy ogólnodostępnych miejsc, w których ktoś podrzuca trutkę na gryzonie. Ofiarami są psy. Radny zainteresował sprawą urzędników i policję.
Fotografię brązowej kostki leżącej na chodniku ulicy Króla Pole do sieci wrzuciła pani Justyna, ostrzegając rodziców i właścicieli psów.
– Kostkę zobaczył mąż, bez problemy znaleźliśmy identyczne na zdjęciach pokazujących środki do deratyzacji. W piwnicach zwykle widywałam granulki ale okazuje się, że truciznę można wykładać i tak – relacjonuje mieszkanka Świdnika zdarzenie z końca stycznia. – Mąż się zdenerwował, bo czymś takim mogły się zainteresować dzieci, o nieszczęście łatwo – dodaje kobieta, która bała się też o swojego psa. – Niby jest szkolony, nie podejmie niczego z ziemi ale nigdy nie wiadomo, czasami się nie upilnuje. Może szkoda, że tej znalezionej kostki nie zanieśliśmy na policję, mąż natychmiast ją wyrzucił – zastanawia się pani Justyna, której internauci pod wpisem zaczęli wyliczać gdzie w Świdniku właściciele psów mieli problemy z ich zdrowiem.
Przepadała za dzieckiem
Sprawą zainteresował się radny Marcin Magier, który napisał interpelację i zwrócił się do komendanta policji. Do ulicy Króla Pole dodał inne, wskazane przez mieszkańców adresy: rejon ul. Niepodległości, Kopernika, Hotelowej, Głowackiego, Kosynierów ale również ul. Skarżyńskiego.
Radny podkreśla, że niemal codziennie otrzymuje kolejne zgłoszenia z innych lokalizacji. Pisze o podtrutych psach, które udało się uratować i jednym, który zginął.
– Zawsze na smyczy i w kagańcu, pilnowana. Przyjaciel domu, przepadała za dzieckiem. Moment wystarczył, żeby się śmiertelnie zatruła – opowiada mieszkanka Świdnika, która kilka tygodni temu straciła blisko 4-letniego, długowłosego owczarka niemieckiego. – Suka zawsze była zdrowa, pod stałą opieką weterynarzy, zadbana. Pewnego wieczora wyszłam z nią na krótki spacer, naszą stałą trasą. Karmiona była tylko suchą karmą ale musiała się zainteresować dziwną kostką, która leżała na ziemi. Nawet nie bardzo zwróciłam uwagę, wyglądała jak duża kostka do zmywarki, tylko różowa. Nie wiem czy ona ją polizała czy może nawet zjadła, bo pies, który zawsze szedł szybkim krokiem zwolnił i nie chciał wejść już do klatki schodowej. Z trudem weszła po schodach. W domu leżała, ledwo podnosiła łeb, bardzo dużo piła wody i wymiotowała, piła i wymiotowała. Potem nawet nie miała siły wstać do miski, osuwała się po ścianie. Gdy następnego dnia rano została zawieziona do weterynarza już było za późno. Krzyczałam ratujcie psa, albo dajcie mu zastrzyk, żeby nie cierpiał, ale ona już nie żyła – relacjonuje kobieta, która od wielu znajomych słyszy o podrzucanych kawałkach mięsa ze szpilkami, zatrutych pierogach pojawiających się koło śmietnika, petardach rzucanych, by przestraszyć zwierzęta i ich właścicieli.
Co leży pod oknami
Strażnicy miejscy o problemach właścicieli czworonogów dowiedzieli się od dziennikarzy zainteresowanych sprawą. Podobnie miejscy urzędnicy, którzy tłumacza, że nie mieli ostatnio żadnych niepokojących sygnałów tego typu. I zapewniają, że gdy okresowo przeprowadzają deratyzację w blokach należących do miasta, za każdym razem mieszkańcy są o tym powiadamiani i proszeni o ostrożność.
– Zatrucia psów to w Świdniku rzecz częsta, nagminne ludzie wyrzucają odpadki myśląc, że dokarmiają bezdomne zwierzęta. Wystarczy się przejść i zobaczyć co leży pod oknami. Zgłaszamy ten fakt straży miejskiej, bo mięso i nie tylko mięso, się psuje. Nie zawsze właściciele upilnują psy, które potem mają biegunki, wymiotują – mówi lekarz weterynarii Magdalena Szabała, która jest miejską radną.
Pytana o zatrucia środkami do deratyzacji przyznaje, że nie przypomina sobie w tym roku takiego pacjenta ale widziała na jednym z portali informację o trutce na szczury umieszczanej w karmie dla psów i zdjęcie takiej porcji. Ale osobiście się z czymś takim nie zetknęła.
– Objawy przy zatruciach mogą być różne, w przypadku kontaktu z trutką na szczury czy myszy charakterystyczne jest to, że dochodzi do krwawień, bo zmniejsza się krzepliwość krwi, występuje osowienie i bladość błon śluzowych. Oprócz wymiotów czy biegunki występujących także przy tych zatruciach mogą się też pojawić zaburzenia neurologiczne – dodaje Magdalena Szabała, która radzi zastosować bardzo proste rozwiązanie jakim jest dobrze dopasowany kaganiec. Dzięki niemu nawet pies, którego właściciel spuści ze smyczy, żeby się wybiegał i zniknie z oczu, nie zje niczego niebezpiecznego.
Choć jednemu psu
Świdniccy weterynarze, jeśli przypominają sobie, że pomagali psom, które zjadły trutkę na gryzonie były to przypadki kiedy właściciele świetnie o tym wiedzieli, bo do zatrucia doszło na ich posesji czy w garażu.
– Moim zdaniem to nie jest jedna osoba tylko wiele, nie wierzę, że się je złapie i ukarze. Może jedynie nagłośnienie tej sprawy uczuli właścicieli, którzy będą zwracali większą uwagę na swoje psy. Jeśli choć jednemu psu uratuje to życie, to dobrze. To może się zdarzyć każdemu i wszędzie, bo ludzie opowiadają o takich historiach w całym Świdniku – dodaje opiekunka otrutego owczarka niemieckiego.