Ośmioletni Kamil Mogielnicki zawsze czeka na powrót ojca z akcji. Tata musi zdać dokładny raport z gaszenia pożaru. Ochotnicza Straż Pożarna w Trzeszkowicach działa już od 50 lat.
W minionym roku jednostka została włączona do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Mimo że strażnica jest niewielka, bo liczy zaledwie 35 członków, w tym 21 czynnych, to posiada dość dużo sprzętu.
Dumą strażaków jest kupiony w ubiegłym roku niemiecki samochód gaśniczy marki Magirus-
Deutz. - Kosztował 50 tysięcy złotych - mówi z dumą Eugeniusz Welman, prezes OSP Trzeszkowice. - Jaka to maszyna! Nie ma dla niej przeszkód i nie psuje się. Część pieniędzy na zakup pojazdu przekazał nam Zarząd Wojewódzki OSP, część gmina, a część sami uzbieraliśmy - tłumaczy prezes Welman. Poza magirusem strażacy mają jeszcze stara 200 oraz mercedesa 409. Są to pojazdy stare, ale utrzymane w bardzo dobrym stanie technicznym.
Strażacy mają salę bankietową na 300 osób, z zastawą i zapleczem kuchennym. - Wynajmujemy ją, a zarobione pieniądze inwestujemy w sprzęt - mówi Grzegorz Mogielnicki, naczelnik OSP a zarazem ojciec najmłodszego strażaka - Kamila Mogielnickiego. - Potrzeby mamy duże, szczególnie sprzętowe.
W tym roku straż w Trzeszkowicach obchodzi 50-lecie istnienia. W 1956 roku jednostkę zakładali Eugeniusz Kutwa, Jan Szczerbiec, Stefan Kurdyga i Józef Lipniak. Z tej czwórki obecnie najstarszym strażakiem jest 78-letni Eugeniusz Kutwa. Wprawdzie już nie bierze udziału w akcjach gaśniczych, ale sprawy straży zawsze mu leżą na sercu.
W ciągu roku straż z Trzeszkowicach wyjeżdża średnio 20 razy do pożarów. Strażacy najbardziej pamiętają działania w ramach akcji powodziowej sprzed kilku lat na Powiślu Lubelskim. Teraz czekają na kolejne wyzwania. Szczególnie mały Kamil, który już dzisiaj wie, że pójdzie w ślady ojca.