Co zbierają? Wszystko! Dlaczego? Nie wiedzą. Ile mogą mówić o swoich zbiorach? Bez końca
Ukochany Świdnik
Spotkali się w Lublinie. W Klubie Kolekcjonerów. Ale to im nie wystarczało. Chcieli mieć coś swojego i w 1999 r. założyli swój klub. Połączyła ich miłość do lotniczego miasta. Zaczęli od zbierania świdnickich pamiątki. Wydawali pocztówki. W wielkich albumach przechowują polskie i zagraniczne „ślady” Świdnika. Najczęściej są to pocztówki z samolotami i szybowcami, które powstały w Świdniku. Zebrali też stare zdjęcia, które przedstawiają historię miasta. Ale to nie jedyna ich pasja...
Giełda i znajomi
Nie trzeba pytać jak uszczęśliwić kolekcjonerów. – W zeszłym tygodniu Roman przywiózł mi talerz. Taki do zawieszenia na ścianie – mówi pan Sławomir – A na nim była panda.
Wśród kolekcjonerów już tak jest. Jeden pamięta o pasji drugiego. Ale nie zapominają też o nich znajomi i rodzina.
– Ale nie wszystko da się zdobyć w ten sposób – mówią. – Czasami pozostaje giełda.
Wtedy dowiadują się, jak ich pasja jest droga... aż czasami łza się w oku zakręci.
Jesteś pozytywnie „zakręcony”? Masz niezwykłą pasję i chcesz się tym pochwalić? Zadzwoń, napisz, przyjedziemy!
Panda dobra na wszystko
Pokazuje kalendarzyki i karty pocztowe. Na każdej panda. Z papugą, w zaroślach, z kwiatami, z małą pandą. Panda na etykiecie z herbaty, na zdjęciu i na foliowym opakowaniu po... papierze toaletowym.
– Mam też taką śliczną makatkę na ścianę. Z jedwabiu, ręcznie malowaną. Na niej bambusy. A na tle lasu panda. I wie pani, co ona trzyma w wyciągniętych łapkach? Taką malutką pandę. No, czy to nie śliczne? – pyta pan Sławomir.
Ale jaja! Tyle niespodzianek!
– Te są wspaniałe – mówi z zachwytem pan Janusz. – Z jednej strony kolorowe ptaki, a z drugiej wspaniałe kwiaty. Pochodzą z Bangladeszu.
Marzy o banknotach z byłej NRD, ale strasznie trudno je
zdobyć.
Pieczołowicie chowa albumy. Dba, żeby nie zagięła się żadna folia. A za chwilę na stole pojawia się jeszcze jedna torba. Wyjmuje z niej przezroczyste pudełka z przegródkami specjalnie sprowadzone z Niemiec. A w każdym.... seria figurek z popularnych na całym świecie jajek-niespodzianek. – To zbieramy z synem – uśmiecha się pan Janusz. – Zaczęliśmy kilka lat temu. Teraz mamy co najmniej 800 takich zabawek.
Okazuje się, że malutkie figurki mają mnóstwo wielbicieli. Niektórzy potrafią pojechać do Niemiec i kupić całe pudła jajek, nawet za 3 tys. euro.
– Zawsze przeżywamy dreszczyk emocji przy rozpakowywaniu niespodzianki – śmieje się pan Janusz. – Po jakimś czasie pojawił się problem:
Co zrobić z taką ilością czekolady?
Ale żony kolekcjonerów szybko rozwiązały problem. I wymieniają się przepisami na czekoladowe ciasto z „Kinderniespodzianek”.
To było takie dobre piwo...
Z tamtych czasów pozostało mało pamiątek, ale on ma wszystkie. Znaczki, odznaki z napisami i datami, wszystko zebrane w grubych, skórzanych albumach. – Oczywiście nie mam ze sobą wszystkich – mówi pan Marek rozpinając okładki jednego z nich. A w środku wszystko poukładane w rządkach i poprzekładane warstwami gąbki.
Zamyka go i bierze do ręki drugi.
– A tu są etykietki z butelek po piwie. Ale te są szczególne, bo pochodzą z naszego świdnickiego browaru. Niestety, zlikwidowano go kilka lat temu – mówi z żalem. – A piwo naprawdę dobre robili. Pamiętacie piwo Sokół? – pyta kolegów i pokazuje etykietkę.
20 kilogramów odznak
– I stąd pewnie się wzięła moja pasja – mówi. A co zbiera? Jak przystało na honorowego dawcę – pamiątki związane z historią Polskiego Czerwonego Krzyża. I odznaki dla dawców.
– Ten zbiór to same zagraniczne znaczki. O! Taki można dostać za oddanie ponad 40 litrów krwi – pokazuje swoje trofea. – Te są kanadyjskie, te amerykańskie.
Potem przychodzi kolej na zbiory polskich znaczków. Tych jest więcej.
– Ile ich w sumie mam? – Jakieś 20 kilogramów – śmieje się pan Andrzej.
Albumy pełne centów
już mam.
Wspólnie oglądamy następne strony. Pustych miejsc coraz mniej. – Te monety są srebrne, a te bardziej współczesne z miedzioniklu – opowiada pan Roman.
– Jak to się zaczęło? – zastanawia się nasz rozmówca – Nie wiem. Po prostu coś się zobaczy i chce się to mieć u siebie. Tak chyba było z tymi monetami.
I zaraz znowu wraca do rozłożonych na stole zbiorów. Pokazuje jednocentówki i wyższe nominały. Widać, jak go bolą te puste miejsca w albumie. – Kiedyś się zapełnią? – pytam. Pan Roman chwilę się zastanawia. – Chciałbym, ale to bardzo droga pasja.