Dariusz Mańka nadal dowodzi Strażą Miejską w Świdniku, choć sąd uznał,
że pracował pod wpływem alkoholu.
Świdnicki sąd ukarał szefa świdnickich strażników grzywną w wysokości 600 zł i 180 zł kosztów sądowych. Dariusz Mańka nie pojawił się na ogłoszeniu wyroku.
- Tłumaczenia komendanta były nielogiczne, dlatego sąd nie dał wiary, że był on w pracy prywatnie - uzasadniała Ewa Pulikowska, przewodnicząca Zamiejscowego Wydziału Grodzkiego z siedzibą w Świdniku.
To już drugi wyrok w tej sprawie, pierwszy też był dla Mańki niekorzystny. Od momentu otrzymania uzasadnienia, komendant ma 7 dni na złożenie apelacji do Sądu Okręgowego. Ale już wiadomo, że tego nie zrobi. Wtedy wyrok stanie się prawomocny.
- Odpis wyroku dostanę w poniedziałek (dziś - przyp. red.), ale na pewno nie będę już składał apelacji - zapewnia Dariusz Mańka.
Kłopoty D. Mańki zaczęły się 31 stycznia. Anonimowy rozmówca powiadomił policję, że szef świdnickich strażników przyszedł do pracy nietrzeźwy. Badanie alkomatem wykazało 0,96 promila. Mańka tłumaczył się, że w pracy zjawił się tylko na chwilę, wcześniej wziął urlop na żądanie. Ale zdaniem policji, popełnił wykroczenie, bo w stanie po użyciu alkoholu podjął czynności zawodowe.
Dlatego policja wysłała wniosek do sądu grodzkiego o ukaranie komendanta. W międzyczasie Mańka dostał naganę od swojego pracodawcy, burmistrza Waldemara Jaksona.
Komendant nadal dowodzi świdnickimi strażnikami. - Musimy poczekać na uprawomocnienie wyroku i wtedy się do niego odniesiemy. Wystąpimy o uzasadnienie, bo chcemy się zapoznać z treścią wyroku, by zobaczyć, jak sąd ocenił zaistniałą sytuację - zapewnia Artur Soboń, sekretarz miasta.
Podkreśla, że ustawa o pracownikach samorządowych (a takim jest komendant) mówi, że pracownikiem nie może być osoba skazana za przestępstwo umyślne. - A wykroczenie to nie przestępstwo. Przepisy więc nie obligują burmistrza do rozwiązania stosunku pracy z komendantem - kwituje Soboń.