Najprawdopodobniej dopiero sąd rozstrzygnie, czy 16-letni Kajtek wróci do domu. Psa przetrzymuje Lubelski Animals uważając, że nie miał odpowiedniej opieki. A wszystko zaczęło się od tego, że właściciel psa oddał go na chwilę w opiekę swojej znajomej.
– Kajtek jest przyjazny. Byliśmy razem przez kilkanaście lat, sekunda po sekundzie, minuta po minucie. Tylko raz zabrała go moja córka, jak byłem w szpitalu – opowiada Lech Pasaman, właściciel 16-letniego letniego mieszańca, który większą część dotychczasowego swojego życia spędził ze swoim panem w Świdniku.
Sytuacja zmieniła się pod koniec listopada. – Moja znajoma, która ma też swojego psa, zabrała Kajtka na spacer – opowiada mężczyzna. – Nie sądziłem, że zamiast się nim opiekować, gdzieś sobie pójdzie i zostawi go przywiązanego do ogrodzenia.
Kajtek został sam w okolicy miejskiego targowiska. – Osoby, które się z nami skontaktowały, opowiadały, że przechodziły opodal i usłyszały skomlenie, pisk psa. To było w nocy między godz. 23 a 24. Pies był narażony na wychłodzenie, temperatura wynosiła wtedy 0 stopni. Od przechodniów dowiedzieli się, że był tam 3-4 godziny, zabrali go więc ze sobą, a na drugi dzień przywieźli psa do nas – opowiada Jolanta Skowronek ze Stowarzyszenia Opieki Nad Zwierzętami Lubelski Animals.
Jej zdaniem pies był w złym stanie fizycznym. – Był chudy i brudny. Miał bardzo złe wyniki badań – dodaje Skowronek. – Gdyby szybko nie trafił pod opiekę lekarzy weterynarii, mogłoby to zagrażać jego życiu. Jego stan był prawdopodobnie związany z niewłaściwą dietą. Pies nie miał też wymaganych szczepień. Nie był także pod stałą opieką weterynaryjną, która w jego przypadku była absolutnie konieczna.
Urzędowa batalia
21 stycznia burmistrz Świdnika umorzył postępowanie w sprawie czasowego odebrania psa i przekazania go pod opiekę stowarzyszenia. Wyjaśniania złożył właściciel psa. Urzędnicy otrzymali też historię jego leczenia w jeden z lecznic w Świdniku. „Strona (Lubelski Animals – red.) nie stawiła się w wyznaczonym czasie, nie złożyła żadnych wyjaśnień” – czytamy w piśmie urzędu. Burmistrz uznał, że właściciel psa wypełnia obowiązki, jakie nakłada na niego ustawa o ochronie zwierząt. „Pies z racji swojego wieku choruje, ale właściciel korzysta z opieki lekarza weterynarii. Zdarzenie, które miało miejsce pod koniec listopada, miało charakter incydentalny.”
Sprawą po zawiadomieniu przez Animals zajmowali się też świdniccy policjanci. – Dotyczyła znęcania się nad psem – potwierdza Agnieszka Kępka, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – 31 grudnia postępowanie zostało umorzone, ale Animals zaskarżył tę decyzję.
Członek rodziny
Tymczasem Kajtek cały czas jest poza domem. – To jest kochany pies, członek rodziny. Przez tę całą sytuacją od 3 miesięcy prawie nie śpię. Jeszcze bardziej podupadłem na zdrowiu – żali się właściciel czworonoga, pokazując zdjęcia swojego psa i podpisy sąsiadów, że dobrze zajmował się Kajtkiem.
Mężczyznę broni m.in. przewodniczący Rady Miasta Świdnik Włodzimierz Radek, który już kilka razy kontaktował się ze stowarzyszeniem. – Najbardziej dziwi mnie to, że w tej sprawie nie dostrzega się człowieka – właściciela psa. Nie ma żadnej rozmowy, jak można mu pomóc, skoro być może sam nie radzi sobie z opieką nad psem, jak uważa pani ze stowarzyszenia, choć sąsiedzi twierdzą inaczej. Brak jest wzajemnej komunikacji i dobrej woli – uważa radny.
– Próbowaliśmy rozmawiać z właścicielem psa, ale on nie jest nastawiony na rozmowę. Twierdzi, że pies jest w bardzo dobrym stanie. Powiedział, żebyśmy go nie leczyli – odpowiada Skowronek.
Czy jest szansa na powrót Kajtka do domu? – Musiałaby się pojawić odpowiedzialna osoba, która przejmie opiekę nad psem i która nas przekona, że jest wiarygodna i dopilnuje wszystkich spraw związanych ze zwierzęciem. Na razie nikt się nie zadeklarował – odpowiada przedstawicielka stowarzyszenia.