Z zasłoniętymi oczami wzbił się w powietrze i leciał dokładnie tak, jak prowadził go głos ze słuchawki. To trwało ponad 6 minut. Skończyło się szczęśliwie. Dlaczego Igor Lewandowski z Zamościa, znany od lat jako iluzjonista, a ostatnio też pilot motoparalotni się na to zdecydował?
Jego pseudonim to Extreme Yasha – wyraźne nawiązanie do Jaszy Mazura, głównego bohatera powieści Issaca Beshevisa Singera „Sztukmistrz z Lublina”. – Tak, to on mnie inspiruje. Był cenionym sztukmistrzem, akrobatą, iluzjonistą, ale też marzył o lataniu. Mniej więcej tak wygląda moje życie – mówi Igor Lewandowski.
Ukończył II Liceum Ogólnokształcące w Zamościu i już w trakcie szkoły z powodzeniem brał udział w konkursach iluzjonistycznych, by później poświęcić się tej dziedzinie zawodowo. Z czasem doszło do tego jeszcze latanie motoparalotnią. Jest w tym już na tyle dobry, że oferuje loty tandemowe.
A skąd wziął się pomysł na bicie rekordu i lot w ciemno, z workiem na głowie? – Zawsze lubiłem przekraczać swoje granice. Jednak w tym przypadku nie chodziło jedynie o popis. Raczej o pokazanie, że paralotniarstwo choć uznawane za sport ekstremalny, jest tak naprawdę bezpieczne, o ile robi się to zgodnie ze sztuką. Ja, już doświadczony pilot, w tym przypadku dokładnie podporządkowałem się poleceniom instruktora, tak jak musi to robić kursant – tłumaczy.
Przygotowania trwały długo. Nie obyło się bez komplikacji. Bo do takiego wyjątkowego lotu potrzebny był odpowiedni dobór sprzętu, ale też stworzenie niezawodnego zespołu, a nie każdy chciał włączyć się w tak ryzykowne przedsięwzięcie.
– Na szczęście, po długich namowach, zgodził się ze mną współpracować Norbert Nowicki, dwukrotny paralotniowy wicemistrz świata. To jego głos w słuchawce mnie prowadził, gdy już wzbiłem się w powietrze – opowiada „Yasha” Lewandowski. Dodaje też, że współpraca z firmą z Chełma zaowocowała stworzeniem prototypu wariometru, bez którego nie miał szans utrzymać odpowiedniego poziomu w sytuacji, gdy oczy miał zasłonięte, a na uszach słuchawki.
Po kilku lotach próbnych, odbył się w końcu ten zasadniczy. Było to 28 kwietnia. Igor Lewandowski z zasłoniętymi oczami leciał nad Krasnymstawem dokładnie przez 6 minut i 38 sekund. Nikt jeszcze nigdy w Polsce czegoś takiego nie dokonał. – Ale na oficjalne uznanie rekordu jeszcze muszę poczekać. Sędziowie, którzy byli obecni podczas wyczynu wciąż swoje ustalenia weryfikują – zastrzega.
Czy kiedykolwiek jeszcze to swoje doświadczenie powtórzy? – Chyba raczej nie. Udowodniłem to, co chciałem udowodnić i mam satysfakcję. A poza tym w lataniu najważniejsze są jednak widoki. – śmieje się Igor Lewandowski. Ale też od razu dodaje, że na pewno jeszcze czymś spróbuje w przyszłości nas zaskoczyć i jakąś ze swoich barier pokonać.