"Rzucić wszystko i wyjechać na koniec świata" - przeszło przez myśl niejednemu pracownikowi nie tylko korporacji. Ale zwykle na marzeniach, no może jeszcze rozmowach z kolegami w przerwach na papierosa się kończyło, a człowiek wracał do kieratu.
Zupełnie inaczej postąpił mieszkaniec Tarzymiechów pod Zamościem, który w piątek, 7 lutego wyszedł z pracy po fajrancie i… zapadł się pod ziemię. Szukała go rodzina, bliscy i znajomi, ale 28-latek przepadł bez wieści. Na koniec zaginięcie zgłoszono w krasnostawskiej komendzie policji.
– Poszukiwanego mężczyznę odnaleźli nasi koledzy z Komendy Powiatowej Policji w Lesku. 28-latek miał drobny wypadek i zgłosił się do szpitala – mówi mł. asp. Jolanta Babicz z krasnostawskiej policji. – Odnalazł się cały i zdrowy – informuje rzeczniczka krasnostawskich policjantów.
Nie wiemy dlaczego bez uprzedzenia 28-latek zamienił Tarzymiechy na Bieszczady.