Jeżdżą tylko w konkretne miejsca. W przyszłym tygodniu wolontariusze z Tomaszowa Lubelskiego wybiorą się do ukraińskiej wioski Zahal'tsi, położonej za Buczą i Borodzianką, zapomnianej, bo dotąd żadna pomoc tam nie dotarła. Jeszcze zbierają dary i pieniądze. Można ich wesprzeć.
– Współpracujemy z Igorem i Aliną, ukraińskimi wolontariuszami, którzy wskazują nam miejsca, gdzie pomoc jest w danym momencie najbardziej potrzebna – mówi Ewa Piwko-Witkowska, prezes Lokalnej Grupy Działania "Roztocze Tomaszowskie". Jako wolontariuszka działa od początku wojny w Ukrainie. Już pierwszego dnia była w Lubyczy Królewskiej. Pojechała tylko zawieźć chleb, została na całą noc. Później pracowała w tamtejszym punkcie recepcyjnym, ale też w tym w Tomaszowie Lubelskim, współpracuje z magazynem darów Sokolnia, z którego wyruszają transporty i w którym uchodźcy mieszkający w powiecie tomaszowskim wciąż mogą liczyć na pomoc.
Dwa tygodnie temu tomaszowska ekipa odwiedziła miejscowość Moszczun. – Jechaliśmy przez zaminowany las, a u celu czekało na nas spokojnie 200 osób. To był widok naprawdę chwytający za serce. Nikt o nic się nie dopominał, niczego nie żądał. Brali tylko tyle, ile potrzebowali, a resztę wolontariusze z Ukrainy przekazali jeszcze do innych miejscowości – opowiada Piwko-Witkowska.
Zaraz po powrocie dowiedzieli się, że pomocy potrzebuje też Zahal'tsi. To wioska z tysiącem mieszkańców, w znacznej części kompletnie już zniszczona. Ludzie, którzy stracili domy, mieszkają kątem u sąsiadów. Tych budynków, które legły w gruzach nikt nie próbuje odbudowywać, ale są też nadające się do zamieszkania, jeśli np. uda się załatać dach. Ludzie stamtąd nie uciekają, chcą wziąć się do pracy i uratować to, co jeszcze można.
Dlatego na liście produktów, z którymi tomaszowianie wybierają się w przyszłym tygodniu na Wschód i o których przekazanie apelują są m.in. grabie, szufle i szpadle. Przydadzą się lodówki, łóżka i materace. No i oczywiście jedzenie o długim terminie przydatności, ale też środki higieniczne. Wszystko to można dostarczać do Sokolni na ul. Żwirki i Wigury. Jest otwarta od poniedziałku do piątku w godz. 8-16. Tomaszowianie proszą również o wsparcie finansowe, aby dokupić to, czego nie będzie albo dać ukraińskim wolontariuszom pieniądze, by np. mogli gdzieś kupić dachówkę.
Wpłat można dokonywać na konto LGD "Roztocze Tomaszowskie": 21 9639 0009 2001 0004 8204 0002.
Ewa Piwko-Witkowska podkreśla, że ani złotówka z przekazywanych środków nie jest wykorzystywana przez wolontariuszy. Na wszystkie wyjazdy wydają własne pieniądze.
Na szczęście wciąż nie brakuje osób i instytucji, które udzielają im wsparcia. – Jeździmy zwykle na kilka busów, które udostępniają nam tomaszowskie PGKiM oraz Sebastian Warzusiszyn, Błażej Bartecki i Damian Madej. Naszymi kierowcami są niezmiennie Maciej Walentyn, Piotr Swacha Sylwester Madej, a tłumaczem Andrzej Milewski – wylicza Piwko-Witkowska. Dodaje, że pomoc w zebraniu darów od kilku miesięcy regularnie zapewniają jej znajomi z Mazur Agnieszka i Michał Przybylscy, zaś transporty leków (tym razem jeden bus z medykamentami pojedzie do Kijowa) organizuje Robert Sirek, szef szpitala w Bielsku-Białej.