Zaczęło się sensacyjnie, bo ostatni w tabeli grupy czwartej Maraton Krzeszowice wygrał pierwszego seta w Tomaszowie Lubelskim. Na szczęście trzy kolejne padły łupem tamtejszej Tomasovii, która wygrała 3:1 i awansowała na czwarte miejsce.
Przed tygodniem podopieczne Stanisława Kaniewskiego rozegrały kapitalne zawody. W Nowym Sączu gładko pokonały tamtejszą Sandecję, a w całym spotkaniu straciły zaledwie 27 punktów. Tym razem już w pierwszym rozdaniu rywalki zdobyły 25. I niespodziewanie Maraton prowadził 1:0.
Później wszystko wróciło już do normy, bo gospodynie w drugiej partii pokonały rywalki do 18. W trzeciej odsłonie zagrały już na większym luzie i tym razem triumfowały 25:11. A w czwartej części meczu nie zwalniały tempa i zamknęły zawody wygraną do 18.
– Zaczęliśmy bardzo nerwowo. To jest jednak urok kobiecej siatkówki. Na wyjeździe ostatnio dziewczyny wygrały w bardzo dobrym stylu. A teraz było strasznie nerwowo. Może myślały, że z ostatnim zespołem pójdzie równie łatwo? Przeciwniczki zagrały jednak bardzo ambitnie i z niesamowitą wolą walki. Okazało się, że trzeba będzie się ciężko napracować na komplet punktów. Na szczęście od drugiego seta wszystko wyglądało już lepiej. Popełnialiśmy mniej błędów, zagrywka była bardziej agresywna, a zaczęliśmy też blokiem czytać grę Maratonu. I wygraliśmy, a na tym etapie sezonu liczą się przede wszystkim punkty – wyjaśnia trener Kaniewski.
Szkoleniowiec przyznaje, że wpływ na poczynania jego podopiecznych mogły mieć kontuzje dwóch zawodniczek. Z tego powodu nie miał praktycznie żadnego pola manewru. – Mam nadzieję, że Julia Wałek wkrótce do nas wróci. Gorzej wygląda sytuacja z Jagodą Lubas, która może pauzować nawet miesiąc. Miałem praktycznie gołą szóstkę, dlatego nie mogłem pomóc zespołowi zmianami. Najważniejsze, że dziewczyny wyszły z opresji obronną ręką i duże brawa dla nich. Mamy młody zespół, który cały czas dojrzewa, z każdym meczem nabiera doświadczenia. Zawodniczki są jednak ambitne i wierzę, że będzie dobrze – dodaje trener niebiesko-białych.
Tomasovia Tomaszów Lubelski – Maraton Krzeszowice 3:1 (22:25, 25:18, 25:11, 25:18)
Tomasovia: Staworzyńska, Kalisiak, Rodak, Orzyłowska, Wąsik, Świerkosz, Wiśniewska (libero) oraz Kaczmarczyk.
Piąta wygrana z rzędu
Kolejny sukces nie przyszedł łatwo. AZS UMCS Volley wygrał piąte kolejne spotkanie. Lublinianki na triumf z JHN AZS Warszawa (3:1) musiały się jednak mocno napracować
W pierwszym secie gospodynie prowadziły od początku do końca. Najpierw jednym-dwoma punktami, ale po świetnej zagrywce Karoliny Hochołowskiej udało się odskoczyć na 12:8 i ostatecznie pokonać rywalki do 20. Drugie rozdanie, to najpierw lepsza postawa przyjezdnych, które miały nawet w zapasie cztery „oczka” (4:8). Po chwili był już jednak remis 11:11, a akademiczki w kolejnych fragmentach meczu się nie zatrzymywały. I ponownie okazały się lepsze, tym razem 25:18.
W trzeciej partii wydawało się, że zawody szybko dobiegną końca. Lublinianki prowadziły już 11:4. Niespodziewanie „uciułały” jednak jeszcze zaledwie dziewięć punktów i przegrały 20:25. W czwartym secie znowu lepiej zaczęły siatkarki z Warszawy (2:8). W końcówce AZS UMCS Volley przegrywał już nawet 17:22. Mimo to w odpowiednim momencie Natalia Gieroba i spółka wzięły się w garść i uratowały zwycięstwo, bo najpierw zdobyły pięć punktów z rzędu, a następnie pokonały przeciwniczki 28:26.
– Początkowo funkcjonowało u nas wszystko: od zagrywki po skuteczne ataki, których nie potrafiły zatrzymać bloki rywalek. Potem w nasze szeregi wkradła się jakaś nerwowość. Straciliśmy w trzecim secie wypracowaną przewagę, a w czwartym to my od początku musieliśmy gonić wynik. Dziewczyny jednak pokazały charakter i po walce na przewagi zapewniły nam komplet. Brawa dla nich, ze udało im się wygrzebać z takiego dołka. Trzeba im też pogratulować, że walczyły do samego końca – ocenia na klubowym portalu trener ekipy z Lublina Bartosz Jesień.
AZS UMCS Volley Lublin – JHN AZS Warszawa 3:1 (25:20, 25:18, 20:25, 28:26)
AZS UMCS Volley: Hochołowska, Duma, Jackowska-Boryc, Wełna, Gieroba, Dzida, Elko, Urbańska, Kowalczyk, Kostur.