- Trema jest zawsze, bo człowiek by chciał grać coraz lepiej – mówi zamojski hejnalista, którego od 15 maja codziennie usłyszymy na Rynku Wielkim. I prosi, żeby mu życzyć pochmurnej, bezwietrznej pogody. Wówczas na ratuszowej wieży gra się najlepiej.
15 maja po raz pierwszy w tym sezonie turystycznym, z wieży zamojskiego ratusza został odtrąbiony hejnał. Będzie go można słuchać do 1 października, codziennie w samo południe.
- Jest nas dwóch. Ja i Kazimierz Szady. Dzielimy sezon na pół, gram do 22 lipca, od 23 lipca Kazimierz – mówi Krzysztof Wiatrzyk, który w piątek pierwszy raz w tym roku pokonał 152 schodki ratuszowej wieży i zagrał zamojski hejnał.
Utwór w kompozycji Aleksandra Bryka, grany jest nad Rynkiem Wielkim od 1984 roku.
- Kazimierz Szady jest hejnalistą od początku, w 1997 roku wyjechał, było potrzebne zastępstwo. Kiedy wrócił, już gramy we dwóch. Mieszkamy blisko siebie, mamy telefony, czasami się zdarzy, że potrzebna jest nagła zmiana. Sam hejnał to jest kilka minut grania ale już przy śniadaniu się patrzy na zegar. Do Ratusza mam kwadrans spacerem, przez park. Teraz lepiej nie jeździć autobusami. Trzeba ze 20 minut się rozegrać. Przebrać w kontusz. Po odegraniu hejnału też gram jeszcze trochę, z myślą o kolejnym dniu. W domu jestem po godz.13 – opowiada hejnalista o swoim dniu i bardzo specyficznej pracy, który wcale nie narzeka, że musi codzienne wejść na wieżę, bo to świetne dla kondycji.
Mówi, że mimo tylu lat zawsze ma tremę, zwłaszcza gdy jest telewizja albo dziennikarze. Ale o wiele bardziej lubi początki sezonu niż końcówki. Gdyby miał wybierać pogodę, to preferuje bezwietrzną i gdy jest pochmurno. Dźwięk się wtedy lepiej niesie, nie jest gorąco.
- Czasami tak leje, że trudno ustać na balkonie. Albo jest burza. A trzeba grać. Nasza wieża ratuszowa nie jest bardzo wysoka, ma 52 metry, nasz balkon jest jeszcze niżej. Widzę twarze przechodniów. Ale Rynek Wielki jeszcze jest pusty. W piątek parasole stały w jednym ogródku, reszta się rozstawiała. Tylko ekipy montujące widziałem. I mamy najpiękniejszy widok na Zamość. Ratusz jest w najniższym punkcie miasta więc drogi się zbiegają. Widać je jak idą pod górę. Przy dobrej pogodzie - na 15 kilometrów – dodaje hejnalista.
Obaj panowie mają za sobą długoletnią praktykę w grze w orkiestrach. Pan Kazimierz Szady w orkiestrze wojskowej i strażackiej. Pan Krzysztof Wiatrzyk grał w przyzakładowej orkiestrze Państwowego Ośrodka Maszynowego i w dużym zespole wokalno-instrumentalnym. Ocenia zamojski hejnał jako utwór wymagający od muzyka sporych umiejętności.
Hejnaliści grają go na trzy strony świata: bez zachodniej. Tłumaczą ten zwyczaj legendy. Jedna mówi o niechęci I ordynata Jana Zamoyskiego do króla Zygmunta III Wazy. Zamoyski wydał zakaz trąbienia hejnału w kierunku Krakowa. Kolejna teoria nawiązuje do utworzonej ordynacji oraz jej stolicy Zamościa, dla którego Kraków miał być konkurencją – stąd Jan Zamoyski miał zabronić pozdrowienia stolicy kraju.
Inna odwołuje się do prowadzących do miasta trzech bram, w kierunku których miał być grany hejnał: Bramy Lwowskiej, Bramy Szczebrzeskiej i Bramy Lubelskiej.
- Bramy zachodniej do miasta nie ma, bo być nie mogło. Zamość to twierdza, od tamtej strony kiedyś były rozlewiska Łabuńki i Topornicy. Na zachód nie trąbimy i Kraków faktycznie omijam, ale nie mam nic przeciwko temu miastu – dodaje hejnalista pytany, które wyjaśnienie jego zdaniem jest prawdziwe.