Ma 9 lat i tydzień temu po raz pierwszy poszła na krótki spacer na własnych nóżkach. To olbrzymie osiągnięcie lekarzy, rodziców i internautów, którzy walczą o samodzielność dla dziewczynki z Krzczonowa
Wiktoria zmaga się z wieloma wadami wrodzonymi. Od urodzenia rodzice musieli walczyć o jej życie. Konieczna była m.in. operacja głowy, a potem serca. To wtedy po raz pierwszy poprosili o pomoc internautów, bo wyceniona na 24 tys. euro operacja za granicą znacznie przewyższała ich możliwości.
– Ludzie pomogli i tylko dzięki temu Wikusia przeżyła – przyznaje Anna Bednarz, mama dziewczynki. – Potem były kolejne operacje. Nie wszystkie zakończyły się sukcesem, np. wydłużenie ścięgien Achillesa nie wystarczyło do samodzielnego chodzenia. Wszystko przez przykurcze w kolanach.
200 tys. zł na nóżkę
Konieczna była kolejna operacja i kolejna zbiórka. Tym razem potrzebne było 400 tys. zł, czyli po 200 tys. zł na nóżkę. Były licytacje, zbiórki publiczne i kwesty w kościołach. Całość udało się uzbierać dzięki rodzicom 19-letniego Mateusza Szaconia z Lublina.
– Mateusz cierpiał na nowotwór. Rodzice założyli zbiórkę na kupno drogiego i nierefundowanego leku, ale okazał się nieskuteczny. Po śmierci Mateusza jego mama przekazała na rzecz Wiktorii część zebranych pieniędzy. Reszta trafi do innych potrzebujących dzieci – wspomina pani Anna. – Trudno powiedzieć, co wtedy czuliśmy. Płakałam, bo szkoda było mi chłopca i jego rodziny, ale płakałam też ze szczęścia, że moje dziecko ma szanse na to, że stanie na nóżkach.
Pięć centymetrów
24 października ubiegłego roku Wiktorię zoperował zespół dr. Feldmana z Paley Institute w Warszawie. – Żeby nie naruszać ścięgien, a zlikwidować przykurcze w kolanach, konieczne było skrócenie kości udowej. Przed operacją lekarze mówili, że chodzi o 2 cm. Ostatecznie okazało się, że usunęli aż 5 cm – wspomina mama dziewczynki. – Największy szok przeżyłam, gdy już dobę po zabiegu przyszli rehabilitanci, zdjęli gips i zaczęli ostro ćwiczyć. Widziałam, że moje dziecko bardzo cierpi, ale musiałam kontynuować ćwiczenia. Co godzinę trzeba było robić po 30 powtórzeń na każdą nogę. Serce mi pękało, ale robiłam to dla dobra mojej córki.
Płakała też Wiktoria, która z uwagi na ból nie mogła spać po nocach.
Smutne święta
Jeszcze w święta pani Anna obawiała się, że i ta operacja nic nie da. Córeczka nie stawała na nóżkach, bo bardzo się tego bała. – Po raz pierwszy zrobiła to w sylwestra. To był dla nas cudowny dzień. Wtedy przyszła nadzieja – mówi pani Anna. – Od tego czasu nowe osiągnięcia widzimy praktycznie każdego dnia. Dwa tygodnie temu Wikunia stanęła na bieżni. Na początku płakała. Ale teraz radzi sobie już świetnie. Chodzi trzymana też pod paszki, a w ubiegłym tygodniu za rączkę ze mną i z babcią przeszła do sąsiadki. Pokonała całe 50 metrów! Zachwycone byłyśmy my, zachwycona była sąsiadka, która mówiła, że to cud – mówi Anna Bednarz.
To jeszcze nie koniec
Wiktoria wciąż potrzebuje intensywnej rehabilitacji. Czeka ją też jeszcze drugi etap operacji związany z likwidacją pogarszającej się rotacji w podudziach i stopach. Żeby pomóc w tych zabiegach, rozliczając się z podatku można przekazać na dziewczynkę 1 proc. podatku. Nr KRS 0000387207, cel szczegółowy: 58 Wiktoria Bednarz. Można też przekazać darowiznę: Fundacja „Serce dla Maluszka” 85 1160 2202 0000 0001 9214 1142, tytułem: 58 Wiktoria Bednarz