Wzrost cen w sklepach i na bazarach widać niemal z dnia na dzień. Ceny towarów w styczniu podskoczyły o 4,4 proc. Klienci coraz bardziej narzekają na podwyżki najpopularniejszych produktów.
W sklepach i na targowiskach całej Lubelszczyzny podwyżki to dziś temat numer jeden. – Nie ma tygodnia, żeby nie było drożej – denerwuje się Michalina Sawa, mieszkanka lubelskiego Czechowa.
– To jest już skandal. Moja emerytura rośnie o jakieś grosze, zarobki dzieci stoją w miejscu, a w sklepie zostawia się coraz więcej. Doszło do tego, że ziemniaków nie kupuję już na kilogramy tylko na sztuki myśląc, ile mi wystarczy. Ale tak musi być jak kartofle kosztują tyle co banany. O wędlinę też proszę mówiąc o liczbę plasterków, a nie o dekagramach. Jak tak dalej pójdzie, to i bułki przyjdzie sobie ograniczać.
Mięso o 3 zł na kilogramie
– Jedyną rzeczą, która nie podrożała w tym roku, są soki owocowe – zauważa pani Magdalena, ekspedientka sklepu spożywczo-przemysłowego znajdującego się w jednej z podlubelskich wsi. – Oprócz nich na wszystkim zmienialiśmy już ceny. Czasami robiliśmy to już nawet kilkukrotnie.
Podwyżki doskonale widać też na lubelskich targowiskach, chociaż nie wszyscy sprzedawcy, żeby nie wystraszyć klientów, chcą o nich rozmawiać. – Wszystko jest normalnie. Ludzie tak gadają, ale nic nie drożeje – ucięła jedna ze sprzedawczyń na bazarze przy ul. Krańcowej.
Ale większość nie miała jednak nic ukrycia. – Oczywiście, że jest drożej. W górę idzie wszystko i to dzieje się codziennie. Co mąż jedzie na giełdę albo do hurtowni, to płaci więcej. To dotyczy całego towaru – przyznaje pani Janina ze stoiska ogólnospożywczego. – Klienci denerwują się czasami myśląc, że to my podnosimy ceny. Tłumaczę, jak jest. Mogę nawet pokazać faktury, że za każdym razem więcej płacimy.
– Od początku tego roku u mnie wszystko podrożało średnio 3 zł na kilogramie – opowiada pani Alina ze stoiska mięsno-wędliniarskiego. – Ludzie to widzą i denerwują się. Tłumaczymy, że producent musi podnieść cenę, bo są podwyżki prądu, wody, śmieci i pensji pracowników. Potem jest łańcuszek, bo z tych samych powodów i hurtownia zwiększa ceny. Ja jestem na końcu. Zawsze miałam stałą marżę. Teraz na najdroższych wędlinach zmniejszam ją. Jestem stratna, ale staram się dla klientów zachować nie tylko jakość sprzedawanych wędlin, ale i cenę.
O podwyżkach przy stole
– Pieczywo ciągle drożeje. W minionym tygodniu była podwyżka. Za chleb zapłaciłem 20 groszy więcej niż wcześniej. Na bułeczkach to 5 groszy – opowiada pan Arkadiusz, który sprzedaje na targowisku miód i jajka. – Jajka przed świętami na pewno pójdą w górę. Jak podwyżka nie będzie wielka, to nie zmienię cen. Staram się je trzymać, bo ludzie bardzo zwracają na nie uwagę.
– Kumulacja podwyżek stała się tematem rozmów towarzyskich i rodzinnych. Szczególnie, że wzrost kosztów życia to nienajlepsza prognoza dla domowych budżetów. Zamiast planować ekstra wydatki, trzeba będzie rozważniej dysponować pieniędzmi na bieżące, niezbędne potrzeby – komentuje Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.
Pędząca inflacja
Ze wstępnych danych GUS (przy założeniach budżetowych mówiących o wzroście cen w ciągu roku o 2,5 proc.) tylko w styczniu inflacja skoczyła do 4,4 proc. To najszybszy wzrost od ośmiu lat. Stało się tak głównie za sprawą cen żywności, która zdrożała w ciągu roku o 6,7 proc. W minionym roku ceny niektórych produktów, jak np. mięsa wieprzowego czy cukru, poszybowały nawet o ponad 20 proc.