Moja gastronomia to nie będzie zwykły lokal. Na to nie ma teraz miejsca – rozmowa z Rafałem Żukowskim, współwłaścicielem reaktywowanego ZapiexxXu.
• ZapiexxX zniknął z gastronomicznej mapy Lublina dwa lata temu.
– Otworzyliśmy lokal w kiepskim czasie. To był styczeń 2020 r. Od razu udało nam się zdobyć wielu klientów, ale za chwilę przyszedł koronawirus i lockdown. Staraliśmy się nasze zapiekanki dowozić. Próbowałem różnych wariantów: folii, pudełek, ale nic nie zdało egzaminu. Najlepsze zapiekanki są prosto z pieca. Klienci też to zauważyli. W maju poddaliśmy się.
• Był żal?
– Oczywiście. W dodatku miałem 30 tys. zł długu. Żeby nie spłacać go latami jednego dnia po raz ostatni zamykałem drzwi ZapiexxXa, a drugiego siedziałem już w busie do Holandii. I właśnie w tym busie dopadła mnie depresja. Powrotowi do zdrowia nie sprzyjała monotonna i nudna praca w polu. Równowagę odzyskałem chyba tylko dzięki sportowi. Chodząc przez to pole wymyślałem sobie jakieś ćwiczenia. Do Polski wróciłem w październiku i spłaciłem zadłużenie. Znów miałem czystą kartę.
• Wrócił pan do gastronomii?
– To wciąż nie był dobry moment. Najpierw pracowałem w branży ubezpieczeniowej, ale choroba w najbliższej rodzinie sprawiła, że nie miałem do tego głowy. Zostałem kierowcą na poczcie. Ceniłem sobie, że mogę wyjść z pracy i nie myśleć o kolejnych targetach. A potem zacząłem pracę w Carmin Lublin. Moje życie zatoczyło koło. Zaczynałem w branży meblowej i do branży meblowej wróciłem.
• Nigdzie nie może pan zagrzać miejsca.
– Tak było, ale moja obecna firma to miejsce idealne. Proszę mnie kiedyś odwiedzić to sama się Pani przekona. Najważniejsza jest atmosfera. A ja pracuję ze wspaniałymi ludźmi, którzy robią wspaniałe rzeczy. Tam nie ma, że się nie da.
• Spotkaliśmy się żeby rozmawiać o tym, że ZapiexxX znów działa, a pan o firmie meblowej...
– Bo to da się połączyć. Moja gastronomia to nie będzie zwykły lokal. Na to nie ma teraz miejsca. Proszę zobaczyć, ile lokali się zamyka. Ludzi nie stać na rachunki za prąd i gaz. Dlatego to nie jest dobry czas żeby czekać w restauracji na gości. Trzeba do nich wychodzić i ja to robię.
• Nie bardzo umiem to sobie wyobrazić.
– Już tłumaczę. Mój serdeczny przyjaciel Wojciech Klimkiewicz, ojciec szkoły Gladio, trenuje młodzież i organizuje w Lublinie zawody Amatorskiej Ligi MMA i Pankrationu. W niedzielę w Lublinie odbyły się II Mistrzostwa Polski. Pojawiłem się na nich ze swoimi zapieksami. Przygotowywałem je na miejscu. Teraz w planach mam udział w kolejnych takich imprezach. Ale jestem też zapraszany do firm. Te kilka miesięcy działalności dwa lata temu sprawiły, że ludzie mnie pamiętają. To bardzo miłe. Zresztą chyba jakoś podskórnie miałem na to nadzieję, bo nie zlikwidowałem strony na Facebooku.
• Da się tak funkcjonować na telefon?
– Wszystko zależeć będzie od zainteresowania, ale teraz mamy takie czasy, że trzeba szukać alternatywnych sposobów na dotarcie do klienta. Być może własna restauracja to już anachronizm?