W wyniku błędnej diagnozy lekarza z biłgorajskiego pogotowia chłopiec stracił jądro. Sprawa toczy się od dwóch lat. Trwają mediacje w sprawie kary.
Po powrocie do domu i zażyciu leku chłopczyk poszedł spać. Ale rano nadal skarżył się na ból. Matka ponownie zabrała dziecko na SOR w Biłgoraju. Lekarka zbadała mosznę i pachwinę małego Mariusza. Diagnoza była jednoznaczna - skręt jądra.
Liczyła się każda minuta. Gdy trzylatek trafił do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie niestety było już za późno. Chłopczyk miał amputowane jądro z powodu martwicy. Lekarze nie mieli wątpliwości, że gdyby mały Mariusz trafił do nich wcześniej, jądro można było jeszcze uratować. Matka zgłosiła sprawę do prokuratury w Biłgoraju.
- Oskarżyliśmy lekarza o nieumyślne spowodowanie obrażeń i rozstrój zdrowia chłopca, który trwał dłużej niż 7 dni. Początkowo doktor nie zgadzał się z zarzutami i odmówił składania wyjaśnień - mówi prokurator Głowala.
Jak twierdzą lekarze, chłopiec, obecnie 5-latek, nie powinien mieć w przyszłości problemów zdrowotnych. - Taki zabieg nie powinien wywołać żadnych negatywnych skutków. W takich przypadkach drugie jądro przejmuje funkcje pierwszego. Jeśli drugie jądro będzie zdrowe, nie ma zagrożenia, że chłopiec będzie bezpłodny - mówi dr n. med. Ewa Baszak-Radomańska, ginekolog dziecięcy z Lublina.
* Imię dziecka zostało zmienione