O podwyżki proszą zamojski magistrat już od 8 lat. W końcu puściły im nerwy. Bibliotekarki wybrały się wczoraj w tej sprawie do prezydenta.
- Jesteśmy jedną z najsłabiej opłacanych grup zawodowych w Zamościu - mówi jedna z zamojskich bibliotekarek. - Zarabiamy po 1,5 tys. zł brutto. Trudno za to utrzymać rodzinę. Aby podratować kondycję biblioteki rezygnowaliśmy m.in. ze świadczeń socjalnych. Teraz, żeby się utrzymać, musimy brać bezpłatne urlopy i dorabiać za granicą. Mamy już tego dość!
Zamojskie bibliotekarki o podwyżki wynagrodzeń proszą od lat. Wydeptały już w tej sprawie ścieżki do prezydenta i ratuszowych dyrektorów. Uważają,
że magistrat zaniża im zarobki i je lekceważy. Oliwy do ognia dolała likwidacja 5 filii.
- Przez lata pracowałyśmy w budynku synagogi na Starówce. Było tam zimno i woda ciekła po ścianach - żali się inna bibliotekarka. - Dwa lata temu przenieśliśmy się do nowego budynku przy ul. Kamiennej. Ale nadal ledwo wiążemy koniec z końcem. W zeszłym roku dostaliśmy 50 zł podwyżki. To żenujące.
W zamojskiej bibliotece pracuje ponad 50 osób. Oprócz podwyżek, domagają się też premii za dobrą pracę i obietnicy utrzymania zatrudnienia na dotychczasowym poziomie. Nie będzie to łatwe. Na ostatniej sesji Rady Miejskiej radni PiS próbowali przeforsować poprawkę w budżecie zwiększającą środki dla biblioteki o 153 tys. zł. Nie udało się.
Bibliotekarki są rozżalone. Wczoraj na ręce prezydenta złożyły petycję. Nie wykluczają też strajku. - Żądania pracowników biblioteki są zasadne. Wysłaliśmy pismo do prezydenta Zamościa z apelem o podniesienie im płac - mówi Andrzej Magdziak, wiceszef zamojskiej "Solidarności”.
Krystyna Gruszka, dyrektor PiMB w Zamościu, przyznaje, że bibliotekarki zarabiają mało, ale strajku nie popiera.
- Budżet naszej placówki nie pozwala na spełnienie wszystkich oczekiwań - mówi Gruszka. - Lecz strajk nic tu nie da. Powinniśmy rozmawiać, nie protestować.
Czy bibliotekarki mogą liczyć na podwyżki? - Rozpatrzymy to - mówi Karol Garbula, rzecznik prezydenta Zamościa.