Jedni się nimi promują, drudzy z nimi walczą. Bobry i wydry są magnesem na turystów, ale potrafią też wyrządzić wiele szkód. Na Zamojszczyźnie mnożą się na potęgę. Są utrapieniem właścicieli stawów hodowlanych i urzędników.
Nad zalewem we Frampolu bobry pojawiły się jesienią. Nie wiadomo skąd.
- Rozerwaliśmy mocne konstrukcje wykonane przez bobry m.in. z grubych gałęzi, mułu i trawy - tłumaczy Kazimierz Karczmarzyk, przewodniczący zarządu spółki dla Zagospodarowania Wspólnoty Gruntowej we Frampolu. - Musieliśmy do tego użyć pił spalinowych. Wał został wzmocniony 30 wywrotkami ziemi. Zostały nam jeszcze do zalatania dwie dziury w grobli. Bitwę wygraliśmy.
Ile bobrów jest we Frampolu? - Kto to wie - zastanawia się przewodniczący. - Widziałem tylko jednego. Bobry są dla nas utrapieniem.
Bobry niszczą groble i drzewostan, a wydry, których także ostatnio nie brakuje, mogą zjeść nawet do 3 kg karpi dziennie. Są utrapieniem m.in. byłego dyrektora Gospodarstwa Rybackiego w Topornicy, właściciela ok. 80-arowego stawu.
- Te zwierzaki są plagą - denerwuje się Kazimierz Grabowski. - Od kilku lat mnożą się na potęgę. Trudno z nimi walczyć.
W Gospodarstwie Rybackim w Topornicy bobry kilka lat temu przerwały groblę na jednym ze stawów. Wydry natomiast zjadają tam nawet do kilka proc. karpi i ich narybku rocznie. Właściciele stawów hodowlanych nie przyglądają się bezczynnie szkodom. Budują wokół zbiorników wodnych zasieki: stawiają płoty, wbiją w ziemie rzędy pali i sadzą kolczaste krzewy.
Nie wszyscy jednak walczą ze zwierzakami. W Górecku Kościelnym wytyczono specjalną trasę, która wiedzie wprost do przemyślnych tam urządzonych przez bobry w pobliskim lesie. Ustawiono na niej drogowskazy, kładki i postawiono ławeczki. Bobry spiętrzyły wodę na rzece, dzięki czemu powstały tam malownicze jeziorka. Trasa cieszy się dużym powodzeniem. - Konstrukcje wykonane przez bobry są imponujące - mówi Andrzej Gwiazdowski z Zamościa, który przedwczoraj był na trasie pierwszy raz. - To jest atrakcja.