Czytelniczka: Na egzamin praktyczny trzeba czekać kilka godzin. Czy chodzi o to, aby zdenerwować ludzi i potem ich oblać? Dyrektor WORD Zamość: To nieprawda
Nasza czytelniczka jest zbulwersowana sposobem organizacji pracy w WORD Zamość. W liście do redakcji opisuje historię swojego syna, który 12 lutego oblał egzamin praktyczny na prawo jazdy kat. B w WORD Zamość.
– Moje dziecko czekało na egzamin trzy godziny. Co z tego, że egzaminator był miły, jak roztrzęsione i zdenerwowane dziecko najechało na linię podczas egzaminu na placu? O wyjeździe na miasto nie było już mowy. Skoro egzaminy trwają codziennie do 17, to dlaczego pracuje tak mało egzaminatorów? Czy chodzi o to, aby zdenerwować ludzi i potem ich oblać? – pyta matka. Swoje uwagi przekazała także marszałkowi, wojewodzie i radnym PiS.
O odniesienie się do tych uwag poprosiliśmy Janusza Szatkowskiego, dyrektora WORD w Zamościu. – Nie ma mowy, aby na egzamin praktyczny czekać aż trzy godziny – zapewnia dyrektor. – System elektroniczny do obsługi egzaminów dzieli zdających na trzyosobowe grupy. Każda grupa jest przydzielona do jednego egzaminatora. Egzamin praktyczny na prawo jazdy kat. B, plac i jazda po mieście trwa do 40 minut. Zatem najdłuższy czas oczekiwania to 80 minut –tłumaczy Szatkowski.
Matka oblanego kierowcy skarży się także, że egzaminy są wyznaczane dopiero za miesiąc. Szatkowski nie zgadza się także i z tym zarzutem. – Terminy egzaminów praktycznych i teoretycznych wyznaczamy z tygodniowym wyprzedzeniem. W momencie egzaminowego szczytu związanego z zapowiedzianą zmianą przepisów od 1 stycznia 2016 r., czyli w listopadzie i grudniu minionego roku, na całe etaty pracowało 10 egzaminatorów. Obecnie, jedna osoba jest zatrudniona na połowę etatu, pozostałych 9 egzaminatorów na 7/8 – tłumaczy dyrektor. – Syna i tę panią zapraszam do siebie, aby wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Proszę jednak o pośpiech, bo nagrania z egzaminu przechowujemy tylko przez 6 tygodni – dodaje.
W ubiegłym roku o mobbing i dyskryminację oskarżał dyrektora zamojskiego WORD jeden z jego podwładnych – Wojciech Świergoń. Jak twierdził, był traktowany gorzej od innych pracowników, bo nie należy do Polskiego Stronnictwa Ludowego. Przeprowadzona przez Urząd Marszałkowski kontrola nie wykazała nieprawidłowości. Pracownik nie dowiódł swoich racji również przed sądem.