Właściciel baru piwnego w Bełżcu chciał sprzedać lokal razem z wyposażeniem. Nic z tego nie będzie. Złodzieje wpadli, zgarnęli, co się dało i ślad po nich zaginął.
Od jakiegoś czasu poszukiwał kupca na lokal. Liczył, że jeśli poza nieruchomością zaoferuje wyposażenie, to szybciej znajdzie kontrahenta. Teraz szuka złodziei. - Na plecach tego nie wynieśli, może ktoś ich widział. Chodzę po okolicy, wypytuję, może trafię na jakiś ślad, a swoją drogą poinformowałem policję. Może znajdą winnych - zastanawia się mężczyzna. - Byliśmy na miejscu, zabezpieczyliśmy ślady. Wiadomo, że sprawcy dostali się do środka pokonując ogrodzenie i drzwi od zaplecza. Nasi policjanci pracują nad tym, żeby ich namierzyć - zapewnia jeden z funkcjonariuszy tomaszowskiej policji.
To zdarzenie potwierdza tezę, że pomysłowość złodziei nie zna granic, ale wybredni nie są. - Pamiętam przypadek, kiedy pewna hrubieszowianka poinformowała nas o kradzieży kalesonów jej syna. Nawet wskazała winną, a łup rozpoznała po dziurze na kolanie - opowiada sierżant Justyna Popek z hrubieszowskiej policji. Sprawa skończyła się sądzie. Łupem złodziei padają także drobniejsze przedmioty. - Szukaliśmy człowieka, który okradł pewną panią z 30 igieł krawieckich. O ile dobrze pamiętam, nie odnaleziono ani sprawcy ani łupu - wspomina Popek. Podobnie zakończyła się sprawa ubiegłotygodniowej kradzieży, której dokonano na jednym z pól pod Hrubieszowem. Ktoś podprowadził rolnikowi kilka ton tzw. kiszonki, czyli kompostowanych na świeżym powietrzu buraczanych liści. Sprawa została umorzona.
To jednak nie oznacza, że złodzieje są bezkarni. - Bo np. namierzyliśmy mężczyznę, który sąsiadowi ukradł siedem kur. Informacja o przestępstwie spłynęła do nas na tyle szybko, że sprawca nie zdążył zjeść tego, co ukradł - tłumaczy sierżant Popek.