Środa był ostatnim dniem zajęć dydaktycznych w oddziale przygotowawczym dla ukraińskich dzieci w Zamościu. Dziś razem z polskimi rówieśnikami zakończą rok szkolny. Z tą różnicą, że nie otrzymają świadectw, ale zaświadczenia. Możliwe, że część z nich po wakacjach znów tu wróci.
Oleksij ma 8 lat. Do Zamościa przyjechał z mamą z Łucka. Mówi, że w Polsce jest mu dobrze i że wszystko już po polsku rozumie. Od przeszło miesiąca uczy się w oddziale przygotowawczym utworzonym dla dzieci uchodźców w budynku przekazanym miastu przez Fundację Alior Banku. Pytany o najtrudniejsze słowo w naszym języku, odpowiada, że żadne nie sprawia mu problemów. – Tak? Ciekawe. A „dwadzieścia” nie umiałeś powiedzieć – wtrąca się do rozmowy 7-letni Tymur.
Po polsku na angielskim
On też uciekł przed wojną z Łucka. Obaj chłopcy uczą się w klasie utworzonej dla najmłodszych dzieci. Spotkaliśmy się z nimi przed lekcją angielskiego. – Powtarzamy angielskie słówka, ale zajęcia prowadzę po polsku, bo tak naprawdę w nauce tutaj jest najważniejsze, aby dzieci jak najwięcej z polskiego rozumiały – mówi anglistka Paulina Tukendorf.
Zapewnia, że z jej przedmiotem uczniowie nie mieli problemu. – Także dlatego, że w Ukrainie już uczyli się tego języka, więc teraz idzie im dobrze – dodaje Julia Pankiewicz, nauczycielka wspomagająca w najmłodszej grupie. Jest Ukrainką, w Polsce mieszka od 9 lat, więc świetnie sprawdza się w roli polsko-ukraińskiej tłumaczki. Dzięki jej obecności dzieci nie muszą się stresować, jeśli podczas zajęć mają problemy ze zrozumieniem czegokolwiek.
9-letni Artem przyjechał z Kijowa. Zanim trafił do oddziału przygotowawczego, uczył się kilka tygodni w polskiej podstawówce. Co sprawia mu trudność? – Znam i rozumiem słowa, ale gorzej jest, kiedy trzeba złożyć całe zdanie – tłumaczy chłopiec. Dlatego teraz uczy mu się łatwiej niż na początku. Kiryło, jego kolega z klasy także ma za sobą naukę w „normalnej” podstawówce. Mówi, że w obu szkołach mu się podobało. W poprzedniej szkole zdążył już nawiązać przyjaźnie z polskimi rówieśnikami. – Najfajniejszy był Natan – mówi 8-latek z Dniepra.
Wakacje? Najlepiej w domu
– Ja też mam i polskich, i ukraińskich kolegów. Gramy razem w piłkę nożną, jest fajnie – chwali się Misza. Do Polski przyjechał z mamą i bratem, w Charkowie został tata i babcia. 9-latek bardzo chciałby się z nimi zobaczyć. Ale podobnie, jak koledzy jeszcze nie wie, czy się uda i jak spędzi wakacje. Wszyscy mówią jednak, że chcieliby chociaż na chwilę wrócić do Ukrainy.
– Bo Polska jest dobra, ale dom jest lepszy. Dom to dom – mówi smutno Kiryło. – Tęsknię za wszystkim, za moim tatą, za rodziną, za moimi przyjaciółmi, za moją ulicą – wylicza Timur.
Nie wszyscy mają do czego wracać. W oddziale przygotowawczym jako nauczycielka wspomagająca pracuje Tatiana Lomaka. Jej rodzinny Lwów jest bezpieczny, ale mimo tego raczej nieprędko tam wróci. – Pracowałam jako kierowniczka w banku. Nasza centrala mieściła się na południu w Mikołajewie. To miasto jest doszczętnie zniszczone, przez to też nie działają nasze siedziby w innych rejonach Ukrainy. Nie miałabym gdzie pracować – tłumaczy Ukrainka. Do Polski uciekła razem z synkiem. On uczęszcza do szkoły w podzamojskich Kalinowicach. Dzięki mamie dobrze radzi sobie z językiem polskim.
Mogą tutaj wracać
Ale dla wielu dzieci oddział przygotowawczy to najlepsze rozwiązanie. – Nie znały polskiego, nie poradziłyby sobie z naszym programem, przeżywałyby dodatkowy stres, a i tak widać po nich, że przeszły traumę, często słyszę ich rozmowy o wojnie – tłumaczy Sandra Mielniczuk, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej.
Pierwsze spotkania z ukraińskimi uczniami poświęcała na naukę alfabetu, dopiero później przyszedł czas na czytanie i pisanie po polsku. Teraz dzieciom idzie nieźle, zwłaszcza, że sporo z nich uczestniczy w dodatkowych, bezpłatnych lekcjach języka polskiego, które zaoferowała zamojska Szkoła Języków Obcych Bacalarus.
– Jeżeli po wakacjach nasi uczniowie nadal będą w Polsce, to prawdopodobnie te zajęcia będą kontynuowane, przynajmniej przez miesiąc czy dwa. Po tym czasie powinni już odnaleźć się w polskich szkołach – mówi Dominika Gil, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Zamościu, przy której funkcjonuje oddział przygotowawczy. Nie planuje organizować dla ukraińskich dzieci oddzielnego zakończenia roku. Dołączą do swoich rówieśników podczas uroczystości w szkole z tą różnicą, że nie otrzymają świadectw, ale zaświadczenia.