Policja i służba więzienna szukają od dwóch więźniów, którzy nie wrócili po pracy do zamojskiego Zakładu Karnego. Obaj ubrani byli w zielone, więzienne drelichy.
Z zamojskiego ZK codziennie wychodzi do pracy ok. 120 osadzonych. To głównie więźniowie z zakładu typu półotwartego przy ul. Hrubieszowskiej. Tych którzy pomagają w gminnych samorządach dostarczają na miejsce i z powrotem urzędnicy.
Czterech więźniów pracowało dziś w gminie Nielisz. - Przy drobnych remontach - mówi Adam Wal, wójt gminy. - Po południu zostali odstawieni pod samą bramę ZK.
Więzienie twierdzi co innego: - Dwóch uciekło z transportu - mówi ppor. Buczek. - Obaj ubrani byli w zielone, więzienne drelichy.
O pracujących więźniach jest ostatnio w Zamościu głośno. Według Dariusza Zagdańskiego, miejscowego radnego PIS, urzędnicy a tym bardziej strażnicy miejscy (oni konwojują pracujących skazańców w samym Zamościu) nie mają uprawnień do konwojowania osadzonych.
Wysłał w tej sprawie pismo do komendanta głównego policji. Domagał się kontroli. Doszło do niej w Straży Miejskiej kilka tygodni temu. Efekt? Policjanci z KGP stwierdzili, że "przewożenie skazanych przez strażników, przekracza ich kompetencje”.
Zagdański triumfował. Powiedział o wynikach kontroli na poniedziałkowej sesji Rady Miejskiej. Ale wszystko zostało po staremu.
- To nie jest zabronione - tłumaczył Marcin Zamoyski, prezydent Zamościa. - Czyli jest dozwolone. Oni pracują dla dobra ogółu. O tym musimy pamiętać.
Mieszkańcy Zamościa nie podzielają optymizmu swojego prezydenta. - Nie po tych ludzi wsadzano do więzienia, żeby robili co zechcą - denerwuje się 70-letnia mieszkanka osiedla Orzeszkowej w Zamościu. - A ja teraz będę bała się zasnąć.