To jest stała praktyka, zwłaszcza wiosną. I na nic zdają się apele. Mimo tego są powtarzane. Powiatowy lekarz weterynarii w Zamościu kolejny raz przypomniał, że ogród zoologiczny to nie jest miejsce dla zwierząt dziko żyjących.
Adresowane do wójtów i burmistrzów pismo, w którym Jacek Sak prosi o przekazanie informacji mieszkańcom zostało opublikowane już na stronach internetowych samorządów. Powiatowy lekarz weterynarii przypomina w nim, że Ogród Zoologiczny w Zamościu, którego statutowym obowiązkiem jest ochrona gatunków zagrożonych, nie może przyjmować zwierząt o „nieznanym statusie epizodycznym” i nie jest azylem dla zwierząt porzuconych.
Czyżby niektórzy tak ZOO traktowali? Okazuje się, że tak właśnie jest i to od lat. – To się dzieje co roku, zwłaszcza o tej porze – przyznaje Grzegorz garbuz, dyrektor ogrodu w Zamościu. Wylicza, że od początku roku było już kilkadziesiąt przypadków, gdy do ZOO trafiały np. pisklęta, które wypadły z gniazd, małe zajączki albo młode sarny.
– Niektórzy też przywożą te zwierzęta do lecznicy przy naszej placówce, oczekując, że będą tam leczone. Jednak kosztów te osoby pokrywać już nie chcą, a to przecież lecznica prywatna. Niekiedy zdarza się, że młode są wręcz podrzucane w pudełkach przy wejściu do ZOO – opowiada dyr. Garbuz.
Podkreśla, że dzikie zwierzęta powinny pozostawać w ich naturalnym środowisku. – Młody ptak, który wypadł z gniazda kwili. Rodzice słyszą go i mogą dokarmić. Zabranie takiego pisklęcia sprawi, że ono już się w swoim świecie później nie odnajdzie, a my go zatrzymać nie możemy – rozkłada ręce dyrektor.
Podkreśla, że ZOO nie jest azylem dla zwierząt. Takie istnieją, więc jeśli już ktoś chce pomóc, może tam odwozić znalezione stworzenia. Ogród Zoologiczny nie ma pieniędzy na zajmowanie się takimi nowymi lokatorami.