Narodzin młodych z tego gatunku było już w historii zamojskiego ZOO co najmniej kilka. I choć nie jest to sensacja, to jednak pojawienie się kolejnej zebry równikowej ucieszyło wszystkich pracowników ogrodu. A to nie jedyne młode, jakie ostatnio przyszło tutaj na świat.
Maluch, który jeszcze nie otrzymał imienia, przyszedł na świat pod koniec zeszłego tygodnia. Dokładnie 23 czerwca, czyli na Dzień Taty, robiąc w ten sposób prezent swojemu ojcu – jedynemu samcowi w stadzie. Urodziła go Luśka, jedna z pięciu samic zebry w Zamościu.
– Na początku był bardzo słabiutki, nie potrafił stać samodzielnie, ani pić mleka mamy i jeden dzień dokarmialiśmy go butelką, ale nazajutrz sytuacja się poprawiła – mówi Grzegorz Garbuz, dyrektor Ogrodu Zoologicznego im. Stefana Milera w Zamościu.
Maluch stanął na własnych nóżkach i zaczął poznawać otoczenie, spacerując z mamą po wybiegu. Póki co różni się nieco od dorosłych osobników, bo nie jest w biało-czarne, ale biało-brązowe pręgi. Z czasem to się zmieni.
Narodzin w zamojskim ZOO było w ostatnim czasie więcej. W połowie czerwca przyszedł na świat maluch kob singsing, zwierzak z rzędu parzystokopytnych o pieknych, długich, rozłorzystych rogach.
– Jeszcze nie wiemy, jakiej jest płci, bo co prawda chodzi po wybiegu, ale jest płochliwy i chowa się na wysepce. Nie chcemy go płoszyć. Może, gdy się oswoi z otoczeniem uda się go zwabić do stajenki i wtedy będziemy już mieli pewność – mówi Anna Nowicka-Sidor z działu hodowlanego.
Samczykiem na pewno jest nahur, urodzony trzy dni przed zeberką. Maluch z rodziny wołowatych, spokrewniony z kozami (i często z nimi mylony), radzi sobie znakomicie. Ma dużo sił i energii, chętnie podąża za mamą po wybiegu.
Jak na porodówce było ostatnio także w ptaszarni. Wykluwały się uszaki brunatne, czubacze rude i olśniaki himalajskie. Tych młodych jednak, póki co, wiedzający nie mogą podziwiać.
– Trzymamy pisklaki na zapleczu, dogrzewamy, aby nabrały sił – wyjaśnia Nowińska-Sidor. Dodaje, że niektóre młode po wykluciu trafiały do inkubatorów. A np. w narodzinach uszaków pomogła... kura polska karłowata. Bo matka, która zniosła jaja, w ogóle się nimi nie interesowała. Zostały więc zebrane i podłożone pod „matkę zastępczą”.
– Wykluły się, ale niedługo po tym kura zorientowała się, że to jednak nie jej dzieci i zaczęła je odtrącać. Musieliśmy je przenieść w bezpieczne miejsce i doglądać – opowiada pracownica ZOO.
Czy można się spodziewać kolejnych narodzin w najbliższym czasie? Możliwe. Ale pewności co do tego nie ma, bo nie zawsze człowiek jest w stanie ciążę rozpoznać. – Bywa, że pojawienie się młodych jest dla nas niespodzianką – przyznaje Nowicka-Sidor.