Kartofli nie pójdę plewić za żadne skarby, na zimę wolę sobie kupić - mówi Magdalena z Łapiguza pod Zamościem. Kobieta nie spuszcza oczu ze swoich pociech. Wszystko przez pumę, którą za stodołą widział jej mąż.
- Było przed godz. 6, paliłem papierosa na podwórku, gdy usłyszałem szum w zbożu - wspomina. - Weszła ze zboża w ziemniaki, przystanęła, rozejrzała się i wydała charakterystyczne głośne "wrrr...”.
Później przemknęła przez zagon ziemniaków w drugi kawałek zboża i tyle ją nasz rozmówca widział.
- Przybiegł do domu, był podenerwowany, zaczął szukać gazety - opowiada jego żona. - Gdy w końcu ją znalazł, pokazał mi zdjęcie z dużym kotem i powiedział, że przed chwilą widział to samo.
Pan Waldemar nie ma wątpliwości, że to była puma. - Miała płowy kolor, wysoka na 50-60 cm, długa na jakieś 80-90 cm, nie licząc ogona - opowiada. - Pysk był krótki, ciemny.
Przed wyprawą z mlekiem, gospodarz z Łapiguza skontaktował się z sąsiadem i razem uradzili, że trzeba powiadomić policję.
Na miejscu zjawili się nie tylko mundurowi, ale również służby weterynaryjne i myśliwi. Było po deszczu, więc na polu dobrze zachowały się ślady zwierzęcia.
- To na pewno nie były ślady psa, tylko dużego kota - zapewnia Piotr Łachno, kierownik zamojskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. - Koty poruszają się na miękkich poduszkach i w przeciwieństwie do psów nie zostawiają śladów pazurów.
W zamojskim zoo przeprowadzono eksperyment. Zestawiono zabezpieczone na polu tropy ze śladami zostawianymi na piasku przez ich pumę.
- Na moje oko są bardzo zbliżone - mówi Łachno.
Przedwczoraj nad Łapiguzem szukano z powietrza legowisk tajemniczego drapieżnika. Ale motolotniarz nic nie zauważył.
- Wolelibyśmy, aby tej pumy w ogóle nie było, albo by poszła od nas jak najdalej- mówi pani Magda. - Boję się o dzieci.
Pan Waldemar od kilku dni nie wypuszcza źrebnych klaczy na wybieg.