To było piekło na ziemi - wspominają ci, którym udało się przeżyć. 65 lat temu wioska została otoczona przez wojska niemieckie i Ukraińców z oddziałów SS-Galizien.
- Pamiętam strzelaninę i ogień, który unosił się nad całą wioską - wspomina 77-letnia Celina Pukaluk, która wraz z 89-letnim mężem Bronisławem mieszka w Smoligowie. - My uciekliśmy w popłochu do Ameryki.
Podczas ucieczki zginęła matka pani Celiny. Maria Ślepko miała 36 lat. Jej szczątki spoczywają na mareckim cmentarzu. Kule dosięgły też brata stryjecznego oraz wujka naszej rozmówczyni.
- Z naszego gospodarstwa nic nie zostało - opowiada Pukalukowa. - Chałupa, stodoła, obora z inwentarzem zostały spalone. Razem z ojcem i siostrą udaliśmy się do Tyszowiec. Do Smoligowa wróciliśmy, gdy zrobiło się spokojniej.
Żołnierze SS-Galizien wspólnie z ukraińskimi policjantami i terrorystycznymi bojówkami OUN-UPA, a także z wojskiem Wehrmachtu rozpoczęły eksterminację polskich kolonii w rejonie Smoligowa, Łaskowa i Starej Wsi w połowie marca 1944 roku.
Do pacyfikacji Smoligowa doszło 27 marca 1944 roku. O świcie wyposażone w artylerię i broń pancerną oddziały SS-Galizien i Wehrmachtu otoczyły ścisłym kordonem wioskę i rozpoczęły rzeź.
Mieszkańców mordowali w okrutny sposób, nie oszczędzając dzieci, kobiet i starców.
Czoła agresorom próbowali stawić partyzanci. W wielogodzinnym boju zginęło 32 żołnierzy BCh Stanisława Basaja "Rysia” i plutonu AK Bolesława Kaniugi "Orła” oraz Jana Ochmana "Kozaka”. W czasie pacyfikacji zamordowano ponad 200 mieszkańców Smoligowa, a wieś doszczętnie spalono.
W niedzielę w Smoligowie odbyły się uroczystości upamiętniające 65. rocznicę pacyfikacji Smoligowa, Łaskowa oraz Ameryki. Mszę świętą celebrował ks. Mieczysław Filip.
W uroczystości wzięli udział mieszkańcy, a także m.in. starosta hrubieszowski Józef Kuropatwa i wójt gminy Mircze Lech Szopiński, radni, uczniowie i nauczyciele oraz kombatanci kół rejonowych Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Mirczu i Telatynie.