Setki wystawców, wielokrotnie więcej zwierząt, mnóstwo ciekawych roślin, rolniczych maszyn, nawozów i wszystkiego, co potrzebne w rolnictwie. A poza tym dziesiątki stoisk handlowych „z mydłem i powidłem”. 35. Wystawa Zwierząt Hodowlanych, Maszyn i Urządzeń Rolniczych w Sitnie potrwa do niedzieli.
– Trochę szkoda, że pada, ale przynajmniej zwierzakom jest łatwiej niż w upale – mówi Renata Nastaj z Chełma, która do Sitna przyjechała z mężem. Bywają tu regularnie, co roku, od wielu lat. W przeszłości chętnie zabierali ze sobą dzieci. – Bo ja lubię zwierzęta i one również. Te przyjazdy stały się naszą tradycją – opowiada.
Dodaje, że z Sitna wracała zawsze z jakąś rośliną. W sobotę też planowała kupić coś ciekawego do swojego ogrodu. – Tydzień temu była wystawa w Końskowoli, ale takiego wyboru jak tutaj, nie było – przyznaje chełmianka.
Na wystawę dotarł również, kolejny rok z rzędu, Marek Maziarczyk, rolnik z Wierzby w gminie Stary Zamość. Postanowił powalczyć o nagrody z trzema swoimi jałówkami.
– Najmłodsza ma 10 miesięcy, starsza 15, najstarsza 18 – wylicza hodowca. Wybrał najokazalsze ze swojej hodowli, na którą składa się ok. 45 sztuk bydła.
Trzy jałóweczki, które tym razem wystawił do konkursu, przygotowywał już na kilka dni wcześniej. – Przede wszystkim były kąpane. I to kilka razy. Nacieraliśmy je też oliwką, żeby było ładnie żebra widać – tłumaczy Maziarczyk.
Już w Sitnie oddał swoje zwierzęta w ręce fittera, czyli specjalisty od „robienia krowy na bóstwo”. – Trzeba je ładnie ogolić, łącznie z wymionami, natrzeć specjalnymi preparatami, żeby były mięciutkie, naoliwić, na grzbiecie ładnie przystrzyc, wyczesać i wymodelować z użuciem suszarki – tłumaczy Dariusz Rostkowski z Polskiej Federacji Hodowców Bydła, który upiększał jałówki Marka Maziarczyka.
Oczywiście młodych krówek doglądała cała rodzina, m.in. również panie Agnieszka i Sylwia, żona i córka Marka Maziarczyka. Wszyscy liczyli, że jakaś nagroda za te piękności zostanie przyznana.
Mimo nie najlepszej pogody, w sobotnie przedpołudnie frekwencja w Sitnie była spora. Mnóstwo ludzi zaglądało do pawilonów z ptakami. Całe rodziny gromadziły się przy boksach z końmi, kozami czy alpakami.
Ogromną popularnością cieszyły się stoiska ogrodników oferujących wiele ciekawych odmian kwiatów, krzewów i drzewek. Pod handlowymi namiotami do kupienia było wszystko: od rękodzieła, przez pamiątki, zabawki, biżuterię, odzież, wyposażenie domu.
Jeśli ktoś zgłodniał, również nie miał problemu ze znalezieniem czegoś dla siebie. Prawdziwe domowe jedzenie oferowały m.in. panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Starym Zamościu.
– Mamy bigos z młodej kapusty, swoijski chlebek, smalczyk, wypieki na słodko i na słono, miód – wylicza jednym tchem Barbara Jachorek, przewodnicząca tego KGW.
Wszystko zostało przygotowane według domowych, sprawdzonych przepisów. – I tylko na prawdziwych, swojskich składnikach. Z naszej mąki, naszych jajek, z naszym dżemikiem – dodaje.
Na stoisku KGW Stary Zamość zorganizowany też został kiermasz szpargałów. Gosposie wybrały ze swoich domów różne już nieużywane drobiazgi i sprzedawały je za symboliczne kwoty.
– Wszystkie pieniądze, jakie uda nam się dzisiaj zebrać, będą przeznaczone dla naszego koła. Mamy wiejską świetlicę, którą wynajmujemy na różne imprezy. Ciągle tam czegoś brakuje. Będzie za co zrobić zakupy – tłumaczy Barbara Jachorek.
Panie ze Starego Zamościa zaplanowały, że spędzą w Sitnie całą sobotę. W niedzielę już przyjeżdżać nie będą. Ale wystawa ma nadal trwać. Zakończy się dopiero po południu.