Bić nie powinienem, ale wiadra na głowę na pewno nie pozwolę sobie założyć – mówi ksiądz katecheta, który na lekcji religii uderzył szóstoklasistę. Księdza z Księżpola pod Biłgorajem kuratoryjna komisja dyscyplinarna ukarała naganą.
– Dałem się wyprowadzić z równowagi. Trzepnąłem go po głowie. To mój błąd – mówi ksiądz wikary Henryk Misa. I żałuje, że swój gniew wyładował na jednym uczniu, podczas gdy prowokowała go cała klasa.
– Przez 15 minut usiłowałem doprowadzić ich do porządku. Na moje uwagi i prośby o spokój nikt nie reagował, a uwagi wpisywane do dziennika uczniowie przyjmowali tylko śmiechem. Bić nie powinienem, ale wiadra na głowę na pewno nie pozwolę sobie założyć – twierdzi.
– Po fakcie wyszło na jaw, że grupa kilkorga prowodyrów już na tydzień przed tamtą lekcją zapowiadała, że na religii „będzie ubaw”. Namawiali kolegów, by mieli w pogotowiu telefony komórkowe, by „ubaw” nagrać” – dowiedzieliśmy się w Księżpolu nieoficjalnie.
Ksiądz przeprosił ucznia, którego uderzył w głowę, zamieszani w prowokację uczniowie dostali upomnienia od dyrekcji szkoły i wychowawczyni.
Kurator Krzysztof Babisz uważa, że wina księdza jest bezsporna, a podobnych zachowań tolerować nie można.
– Żaden nauczyciel nie ma prawa podnosić ręki na ucznia – mówi stanowczo kurator i naganę uważa za karę adekwatną do przewinienia.
– To, czy nad klasą uda się zapanować, zależy w dużej mierze od nauczyciela – przyznaje emerytowana polonistka z Księżpola. Jej również zdarzało się na rozbrykanych uczniów podnosić… głos. – Uderzyć? Nie, co to, to nie. To niedopuszczalne – mówi nauczycielka. Uważa, że ksiądz popełnił błąd, bo dał się sprowokować.
Co o księdzu Henryku mówią uczniowie? – Jest miły – ocenia 10-letni Norbert, chociaż przyznaje, że ksiądz czasem na lekcjach złości się i krzyczy. Zapewnia, że podczas lekcji w jego klasie kapłan nigdy nikogo nie uderzył. – Raz tylko tak się zdenerwował, że machnął ręką i całą kawę wylał na biurko. To było śmieszne – wspomina czwartoklasista.
Mieszkańcy Księżpola wciąż komentują zdarzenie sprzed kilku miesięcy. – Ja tam w szkole bym uczyć nie mogła – mówi pani Ewa, ekspedientka. Jej młodszy brat w zeszłym roku skończył miejscowe gimnazjum. Kobieta opowiada, jak często wracał ze szkoły i przechwalał się, opowiadając o tym, jakie psikusy wspólnie z kolegami robił nauczycielom.
– I niczym się nie przejmował. Ani tym, że uwagę dostanie, ani tym, co mu rodzice do głowy kładli – mówi pani Ewa.
Czy sprawa księdza Misy będzie mieć jakiś ciąg dalszy? Ani Jan Michoński, dyrektor Zespołu Szkół w Księżpolu, ani biskup pomocniczy diecezji zamojsko-lubaczowskiej Mariusz Leszczyński, z którymi kontaktowaliśmy się w weekend, komentować tego nie chcieli.
Ksiądz Misa nadal prowadzi lekcje religii w Księżpolu. Ale klasę, w której doszło do afery, ma w tym roku ksiądz proboszcz.