Zamojskie przychodnie są oblężone. Chorych może być jeszcze więcej, bo przedświąteczne zakupy m.in. w hipermarketach sprzyjają infekcjom, które po kilku dniach mogą rozwinąć się w paskudne przeziębienie.
- Zaczęłam chorować miesiąc temu i nie mogę się wykurować - dodaje 70-letnia Alina z Zamościa. - Lekarz powiedział, że to wirus. A przecież szczepiłam się przeciw grypie! Na dodatek zaraził się ode mnie mąż. Zresztą całe miasto kicha i kaszle.
Nietrudno się o tym przekonać. Wystarczy przejechać się autobusem MZK, przespacerować po hipermarkecie czy pójść do jakiegoś biura, aby przekonać się, że to nie przelewki. Wszędzie aż roi się od osób pociągających czerwonymi nosami, prychających i kaszlących.
W zamojskich przychodniach pacjentów przybywa. Najgorzej jest w poniedziałki, bo pojawiają się tam m.in. ofiary zakupowego szaleństwa czy przedświątecznego… mycia okien. Choroba rozwija się w ciągu dwóch lub trzech dni i trwa zwykle tydzień. Jeśli pojawi się temperatura trzeba wybrać się do lekarza. Zapalenia gardła, krtani czy kaszlu nie powinno się leczyć samemu.
- Do naszej przychodni zgłasza się ostatnio więcej osób - przyznaje Paweł Dudek, lekarz chorób wewnętrznych z NZOZ na ulicy św. Piątka w Zamościu.
- Jednak nie trzeba wpadać w popłoch. Infekcjom górnych dróg oddechowych sprzyja kapryśna aura, ale tak naprawdę grypy w tym roku nie było. Ludzie powinni się na nią szczepić. W Zamościu robią to jakoś wyjątkowo niechętnie.