Pomoc socjalna dla 450 tys. byłych pracowników PGR-ów i ich rodzin to najnowszy pomysł posłów z podkomisji ds. Agencji Nieruchomości Rolnych.
- Gdy zlikwidowano nasze gospodarstwo, we wsi nie zostało nic - żali się 50-letni Mieczysław Drążek, były pracownik PGR w Machnowie Nowym (gm. Lubycza Królewska). - Ponad 1 tys. osób zostało na lodzie. Bez pracy, bez perspektyw. Ludzie byli sfrustrowani i czuli się oszukani. Wielu uciekło w alkoholizm. Takich wsi jak nasza jest mnóstwo. Bez pomocy z góry trudno wyjść na prostą.
Nie wszyscy są jednak dobrej myśli. Wielu gospodarzy uważa, że pomoc socjalna dla PGR-owców nie przerwie "łańcucha biedy”. - Tych ludzi trzeba uczyć samodzielności, a nie znów dawać im zapomogi - złości się 40-letni gospodarz spod Tomaszowa Lubelskiego, właściciel 12 hektarów. - Na wsi wszystkim jest źle. A tak znów miliony pójdą w błoto. Skąd je brać?
Stanisław Kalemba z PSL, przewodniczący Sejmowej Komisji ds. ANR, znalazł źródło finansowania. Byłoby to nawet 15 proc. środków uzyskanych ze sprzedaży i dzierżawy ziemi. - Tylko w 2006 r. wpływy agencji z tego tytułu wyniosły 1,6 mld zł - podkreśla parlamentarzysta. - Znaczna część tych pieniędzy powinna zostać przeznaczona m.in. na stypendia, dokształcanie zawodowe, budowę dróg i obiektów sportowych dla byłych pracowników PGR i ich rodzin. To najbardziej poszkodowana w Polsce grupa społeczna. Fundusz pomógłby wyciągnąć ich z biedy i ograniczyć bezrobocie na wsi.
Jeszcze w 1989 r. w PGR-ach pracowało 435 tys. osób. Po ich upadku majątek przejęła Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, która od 2003 roku zmieniła nazwę na Agencję Nieruchomości Rolnych. W latach 1993-2004 r. na pomoc dla byłych pracowników PGR wydała 1 mld zł. Finansowano też m.in. stypendia dla ich dzieci. Zdaniem Kalemby, to za mało. - Pracownicy poczty czy telekomunikacji dostali akcje, a członkowie PGR nic - mówi.
Poseł ma nadzieję, że projekt ruszy w 2008 roku. Anna Kłos, szef Ośrodka Pomocy Społecznej w Ulhówku (w tej gminie jest 7 wsi popegeerowskich) uważa, że pomysł jest dobry. Ma jednak zastrzeżenia. - Wgląd w środowiska popegeerowskie jest niewielki - zaznacza. - Nie znamy prawdziwych potrzeb tych ludzi. Przed wdrożeniem projektu warto je oszacować.
Co na to ANR? - Zawsze pomagaliśmy tym ludziom - przypomina Andrzej Arasimowicz, rzecznik lubelskiego oddziału agencji. - Do 2004 r. wydawaliśmy na to po 5 mln zł rocznie. Jeśli będzie trzeba, wrócimy do tego. Naszą agencję na to stać.