Osiem 50-złotowych mandatów zasiliłoby budżet straży miejskiej, gdyby mundurowi zobaczyli to, co nam udało się uwiecznić na zdjęciu.
O likwidacji dwóch przejść dla pieszych na ulicy Łukasińskiego, jednej z ruchliwszych w Zamościu pisaliśmy kilka tygodni temu.
- Ludzie są zdezorientowani i wędrują we wszystkich kierunkach - opowiadał nam zamojski taksówkarz obserwujący sytuację z postoju przy Placu Stefanidesa. - Próbują przejść przez zamknięte przejścia. I napotykają policjantów i strażników miejskich.
- Często parkuję przy Nadszańcu - opowiada 28-latek z Zamościa, pracownik jednego z okolicznych biur. - Samochód tam postawić można, ale już wyjść... bez łamania przepisów się nie da. Bo przez te remonty z każdej strony przejścia są zamknięte.
Anna Muszyńska, dyrektor Zarządu Dróg Grodzkich zapewniła nas, że takie rozwiązanie jest konieczne, a zamościanie muszą dostosować się do nowej organizacji ruchu. Przejścia przy Łukasińskiego zostały zamknięte na czas remontu Nowej Bramy Lubelskiej i tzw. kurtyny przy Nadszańcu.
Na chodnikach przy budynkach postawiono ogrodzenia. To one wywołały komunikacyjny zamęt. Aby przedostać się na Stare Miasto mieszkańcy ul. Peowiaków muszą nadrabiać co najmniej kilkaset metrów. Dlatego wiele osób decyduje się na łamanie przepisów.
Efekty? Zmiany w ruchu obowiązują od końca kwietnia. Przez pierwsze dwa tygodnie zamojscy strażnicy miejscy wypisali mieszkańcom miasta ok. 25 mandatów w wysokości 50 zł każdy. Teraz jest ich już grubo ponad pół setki.
Niektórym jednak łamanie przepisów uchodzi na sucho. Komu? Urzędnikom. We wtorek rano kilkuosobowa komisja badała m.in. postępy robót przy Nadszańcu.
W jej skład weszli pracownicy magistratu na czele z Janem Radzikiem, dyrektorem Wydziału Planowania Przestrzennego, Budownictwa i Ochrony Zabytków zamojskiego UM i jego zastępcą. Bez mrugnięcia okiem przemaszerowali przez zamknięte szlabanem przejście.
- Być może urzędnicy wykonywali tam jakieś swoje czynności, ale to nie upoważnia do łamania przepisów - mówi Wiesław Gramatyka, komendant Straży Miejskiej w Zamościu. - To naprawdę niedobry przykład dla zamościan. Nie widzieliśmy tego zdarzenia, ale gdyby w pobliżu byli nasi strażnicy, każdy z członków tej komisji dostałby od nas mandat. Jesteśmy wszyscy równi wobec przepisów.
Co na to zainteresowani? - Nie ma innego sposobu dojścia do tych robót. To jest dla mnie oczywiste - kwituje dyrektor Jan Radzik.