Jest tanie. Wjeżdża do Polski i choć powinno ją opuszczać, to podobno zostaje. Rolnicy skarżą się na problemy ze sprzedażą swojego zboża, bo przegrywają w konkurencji z ukraińskim. A za pasem żniwa.
Jarosław Łoś z Poniatówki w powiecie chełmskim ma 200 hektarów pola, a 3/4 z tego obsiewa zbożem. To co zebrał w zeszłym roku, częściowo już sprzedał. Jeszcze w lutym dostawał za tonę pszenicy niezłą cenę 1700 zł. Tego, co mu zostało, nie może już spieniężyć.
– Ani skup w Rakołupach, ani w Sielcu, ani w Strupinie Dużym nie chce kupić. Podobno mają pełne magazyny – mówi rolnik.
Według działaczy Agrounii, którzy w środę zorganizowali konferencję prasową w Małkowie w gm. Mircze, ta sytuacja jest efektem zasypywania Polski zbożem z Ukrainy. – Nieudolna polityka rządu PiS powoduje głód w Afryce, ale też problemy polskich rolników – grzmiał Michał Kołodziejczak, prezes Agrounii.
Bo zboże z Ukrainy, jak przekonywał, zostało zwolnione z cła i powinno przez Polskę trafiać do portów, a z nich do krajów afrykańskich czy Bliskiego Wschodu. Według Kołodziejczaka, zostaje jednak w naszym kraju. Jest tanio kupowane, by móc być sprzedane z dużym zyskiem. A państwo nie ma nad tym żadnej kontroli. I dlatego właśnie polscy rolnicy nie mogą zbyć teraz swoich zapasów i nie ma pewności czy, gdzie i za ile sprzedadzą to, co zbiorą niebawem.
Konferencja prasowa została zorganizowana w magazynie gospodarstwa należącego do Jacentego Kopery. Gospodarz opowiada, że pszenicę zawsze sprzedawał w maju albo czerwcu, bo cena wtedy była najkorzystniejsza. Teraz został z blisko tysiącem ton.
– Młyn, z którym od lat współpracowałem, nie chce mojego zboża kupić, bo ma pełne magazyny – przekonuje Kopera. Mówi, że on ten rok przetrwa, bo uprawia jeszcze rzepak czy buraki, ale mniejsi gospodarze mogą mieć problem. Zwłaszcza, że żniwa za pasem. A gdzie składować tegoroczne zboże, skoro zeszłoroczne wciąż leży?
– Zapraszam do nas – mówi Piotr Błażewicz, wiceprezes Zamojskich Zakładów Zbożowych. Twierdzi, że w magazynach spółki miejsca nie brakuje. Na możliwe do przyjęcia 70 tys. ton, obecne zapasy to ok. 8 tys.
– Teraz mamy kilkudniową przerwę technologiczną, ale na początku lipca skup ruszy pełną parą. I tak jak dotąd, będziemy kupować wyłącznie zboże od naszych okolicznych rolników. Zresztą nie tylko w Zamościu, ale i w skupie w Skierbieszowie – obiecuje Błażewicz.
Zarzeka się też, że w ZZZ nie kupiono dotąd ani kilograma ukraińskiego zboża, choć przyznaje, że i z takim mieli do czynienia. – Badamy rynek, więc badaliśmy próbki. Ale ukraińskie ziarno nijak miało się jakością do polskiego. Może nadaje się na pasze, na pewno nie na naszą mąkę – ocenia wiceprezes ZZZ.
Ale też przyznaje, że unijne decyzje o zniesieniu cła na towary z Ukrainy, m.in. zboże (koszt tony to ok. 200 euro) wpłynęło na ceny. ZZZ za tonę pszenicy o najwyższych parametrach może w tym momencie zapłacić 1360 zł netto.
Według rolników i działaczy Agrounii, czasem oferowane są stawki dużo niższe, a przez to kompletnie nieopłacalne. Bo polski rolnik, aby wyjść „na zero”, musiałby dostać co najmniej 1500 zł. – Jak nawóz kosztował 1-1,2 tys. zł za tonę, jeszcze się opłacało, teraz cena tego samego produktu dochodzi do 5 tysięcy – tłumaczył w środę Kołodziejczak.
Nawoływał rządzących do reakcji. Sugerował, że rząd powinien zacząć jak najszybciej kontrolować przepływ ukraińskiego zboża przez Polskę, np. plombując transporty, tak aby ziarno nigdzie „nie wyciekało”. Z Małkowa razem ze swoimi działaczami pojechał do hrubieszowskiego biura Jacka Sasina, posła i ministra aktywów państwowych. Skończyło się na pikiecie na ulicy. Biuro było zamknięte.