(fot. Kamil Kozioł)
Pięściarz Starej Szkoły Boksu Lublin nie dał szans Adrianowi Valentinowi
– To przeciwnik, który w rankingach jest notowany znacznie wyżej niż ja. W swoim rekordzie nie ma jeszcze porażek, co świadczy o jego klasie. W mojej ocenie to zawodnik z bardzo wysokiej półki – przekonywał przed walką Michał Soczyński.
Ring w Radomsku bardzo szybko pokazał jednak, że patrzenie na rekordy nie zawsze pozwala obiektywnie ocenić klasę rywala. Pięściarz z Dorohuska stoczył jeden z lepszych pojedynków w swojej karierze i gładko pokonał na punkty renomowanego przeciwnika.
Soczyński kontrolował ten pojedynek przez pełne 6 rund. Już w pierwszej sprytnie oszukał Słowaka i lewą ręka mocno trafił go w głowę. W końcówce premierowej odsłony natomiast najpierw trafił przeciwnika w wątrobę, a później dołożył cios na głowę. Valentin po raz pierwszy tego dnia mocno się zachwiał. W drugiej rundzie Polak pokazał kolejne ciekawe ciosy, tym razem skupiając się na uderzeniach podbródkowych. Był również dużo szybszy od potężnie zbudowanego Słowaka, co było dodatkową przewagą dla podopiecznego Władysława Maciejewskiego i Karoliny Michalczuk. Trzecia runda wyglądała bardzo podobnie do poprzednich. Już na jej samym początku Valentin przeżywał ciężkie chwile i wydawało się, że jest bliski wylądowania na deskach. Przetrwał, ale było wiadomo, że w dalszej części pojedynku będzie musiał szukać już tylko ciosu nokautującego, bo nie ma szans wygrać na punkty. I rzeczywiście zaczął to robić, a w czwartej rundzie nawet trafił mocniej Soczyńskiego. Ten jednak boksował bardzo mądrze, a w gorszych chwilach po prostu uciekał do klinczu. Nie można jednak powiedzieć, że stracił kontrolę nad pojedynkiem. Nadal był pięściarzem zdecydowanie bardziej aktywnym i prezentującym wyższą klasę sportową. Sędziowie również mieli to samo zdanie i w komplecie wskazali Polaka jako triumfatora pojedynku. Dwóch z nich punktowało 60:54, a jeden 59:55. – Bardzo cieszę się ze zwycięstwa. Było przyjemnie walczyć przed tyloma kibicami, którzy przyjechali, aby mnie dopingować – powiedział po walce na antenie TVP Sport Michał Soczyński.
W ringu w Radomsku pojawili się również inni pięściarze Starej Szkoły Boksu Lublin. Bardzo zadowolony z siebie może być Damian Cieślik. Brązowy medalista mistrzostw Polski zmierzył się z Bartłomiejem Włodarczykiem. Lublinianin nie pokazał może wielkiego boksu, ale swój debiut na zawodowym ringu okrasił zwycięstwem. Obaj pięściarze spędzili cztery rundy w permanentnym klinczu, w którym lepiej odnajdywał się Cieślik. Punktowanie tej walki było jednak dla arbitrów bardzo ciężkie. Ostatecznie dwóch z nich widziało zwycięzcę właśnie w przedstawicielu Starej Szkoły Boksu Lublin, a jeden uznał, że walka zakończyła się remisem.
Gorszy humor może mieć Kamil Wieczorek, który wyraźnie przegrał z Aleksandrem Jasiewiczem. 30-letni górnik przez cztery rundy konsekwentnie obijał lublinianina i wykorzystywał brak doświadczenia debiutanta. Podopieczny Władysława Maciejewskiego i Karoliny Michalczuk tak naprawdę jedynie w pierwszej rundzie by poważnym zagrożeniem dla rywala. Później sprawiał wrażenie boksera, który się wystrzelał z ciosów i skupiał się na defensywie. Sędziowie jednak widzieli wynik tej walki diametralnie rożnie. Jeden z nich wypunktował wszystkie cztery rundy dla Jasiewicza. Jeden widział jego triumf w stosunku 39:37, a inny stwierdził, że pojedynek zakończył się remisem.
Gala w hali MOSiR
1 października hala MOSiR im. Zdzisława Niedzieli stanie się areną Knockout Boxing Night 24. W walce wieczoru zmierzą się Michał Cieślak i Krzysztof Twardowski. 33-letni Cieślak to pięściarz najwyższej klasy, który bił się już na naprawdę dużych galach. W ostatnich latach nawet dwa razy walczył o pas mistrza świata. Pojedynki w Kinszasie i Londynie zakończyły się jednak jego porażkami na punkty. Twardowski natomiast jest wciąż pięściarzem na dorobku. 26-latek na razie zasłynął przede wszystkim z pokonania Krzysztofa Zimnocha. Kibice w Lublinie zobaczą też innych ciekawych pięściarzy z naszego kraju, jak chociażby Marka Matyję czy Kamila Szeremetę.