Mimo porannego ataku Rosji na Ukrainę i dramatycznego rozwoju wypadków w kolejnych godzinach nie było żadnego alarmu, niczego nadzwyczajnego. Na lotnisku w Mokrem pod Zamościem czwartek był dniem podobnym do wszystkich poprzednich odkąd pojawili się tutaj amerykańscy żołnierze
– Nic nadzwyczajnego się nie dzieje ani teraz, ani wcześniej. W nocy i nad ranem też było tak jak zwykle – ocenia pani Czesława, która wojskowej bazie przygląda się oparta o płot znajdującego się po sąsiedzku swojego domu.
Rzeczywiście na potężnym placu zajętym przez amerykańskie maszyny, hangary i namioty nie dało się zaobserwować żadnego nadzwyczajnego ruchu czy nerwowości. Żołnierze spacerowali, niektórzy ćwiczyli, inni nawet opalali. Niektórzy „wyskoczyli” na pobliską stację benzynową, aby coś przekąsić. Ale wjazd na teren bazy jest oczywiście strzeżony.
Przy jednym ze szlabanów służbę pełni sierżant Barret, Amerykanin pochodzący z Jamajki, który do Mokrego przybył z Fort Bragg w północnej Karolinie. Kiedy podjechaliśmy do jego posterunku wraz z kolegami kończył jeść pączki. Zgodził się na krótką rozmowę.
Zapewnia, że dzień rosyjskiego ataku na Ukrainę dla niego nie różnił się znacząco od poprzednich, jakie od blisko dwóch tygodni spędza pod Zamościem.
– Tak, wiem co się stało. Oczywiście rozmawiamy o tym, ale jestem spokojny. Choć nikt z nas nie wie, co się wydarzy w najbliższym czasie – mówi żołnierz. I dodaje: – Przyjechaliśmy tutaj, by wykonywać rozkazy. I będziemy robić wszystko, by dbać o bezpieczeństwo, by strzec granic.
Oceniać działań Władimira Putina nie chce. – To nie należy do mnie. Reprezentujemy w Polsce Stany Zjednoczone, a to one prowadzą politykę – zastrzega żołnierz.
Widok Amerykanów i ich uzbrojenia wciąż, mimo upływu już blisko dwóch tygodni w Mokrem, budzi ciekawość mieszkańców. Czy czują się dzięki tej obecności bezpieczniej?
– Jak się pojawili, to chyba wszyscy się cieszyli. Bo wydawało się, że to daje nam jakieś gwarancje. Ale teraz nie wiem jak to oceniać – stwierdziła napotkana w pobliżu pani Halina. Dlaczego? – Bo wtedy wojna wydawała się mało realna. Ale teraz już wiemy, co zrobił Putin i do czego jest zdolny. Nie wiem, czy przypadkiem ci Amerykanie tutaj nam nie zaszkodzą – zastanawia się kobieta.
A kiedy się żegnamy ciężko wzdycha. – Przez dwa lata życzyliśmy sobie wszyscy zdrowia. A teraz musimy sobie życzyć pokoju.