Władze Motoru od miesiąca nie mogą dojść do porozumienia z kibicami
Wszystko z powodu trwającego od miesiąca bojkotu kibiców, którzy postanowili nie przychodzić na spotkania rozgrywane przy Al. Zygmuntowskich.
Efekt? Zwycięstwo drużyny trenera Piotra Świerczewskiego nad Świtem Nowy Dwór Mazowiecki obejrzało zaledwie 150 osób, zaś remis z Resovią Rzeszów około 200, w tym połowę stanowiła zorganizowana grupa fanów z Podkarpacia.
Większość z tych, którzy pojawiają się ostatnio na stadionie to rodziny piłkarzy Motoru oraz zawodnicy i trenerzy klubów z Lubelszczyzny. Nic dziwnego, że atmosfera przypomina piknik. I tak będzie również nie tylko w najbliższym meczu z Garbarnią, ale prawdopodobnie także w pozostałych dwóch: ze Zniczem Pruszków i Concordią Elbląg.
Władze Motoru zapewniają, że zależy im na rozwiązaniu konfliktu. Rozmowy trwają, ale porozumienia jakoś nie widać. Kibice przedstawili swoje postulaty i od ich spełnienia uzależniają powrót na swój stadion i dopingowanie piłkarzy.
– Część z nich została już spełniona, część wymaga jednak rozmów z różnymi podmiotami i potrzeba na to czasu. Kibice o tym wiedzą, bo rozmawiałam z nimi na ten temat – mówi Małgorzata Olek, p.o. prezes Motoru. O jakie postulaty chodzi? – To nasze wewnętrzne sprawy i nie mogę o nich mówić – ucina pytanie Olek.
Wiadomo natomiast, że bojkot to poważny problem dla klubowej kasy, w której się nie przelewa. – Nawet przy dobrej frekwencji wpływy z biletów nie pokrywały nam wydatków na organizację meczu i notowaliśmy stratę. Teraz jednak musimy dokładać jeszcze więcej – przyznaje Olek.
Co ciekawe, kibice Motoru bojkotują mecze u siebie, ale na wyjazdy jeżdżą. Ostatnio w Tarnobrzegu pojawiło się ich ok. 500. Teraz szykują się również na spotkania w Tarnowie i Radomiu.