Rozmowa z Markiem Fundakowskim, napastnikiem Motoru Lublin
– Bardzo bym chciał, ale warunki jakie przedstawiłem prezesowi nie zostały spełnione. Chodzi przede wszystkim o spłatę długu, który klub ma wobec mnie. Bez tego nie mamy nawet o czym rozmawiać. Dlatego na osiemdziesiąt procent odejdę z Motoru.
• Gdzie pan może trafić?
– Mam kilka ofert, nad którymi się zastanawiam. Mimo to chciałbym zostać przy Al. Zygmuntowskich i powalczyć o lepszy byt dla klubu. Lublin i ludzie, którzy tu mieszkają i wspierają nas dopingiem, zasługują na piłkę na wysokim poziomie. Emocjonalnie związałem się już z klubem i miastem. Ale moje chęci to za mało. Musi być także wola ze strony prezesa i rady nadzorczej. A z tego co wiem, ta ostatnia jest przeciwko mnie. Nie chcą zawodnika, który twardo walczy o swoje.
• Poprzednie rozgrywki nie były dla pana specjalnie udane. Dwie bramki w 29 meczach to dość przeciętny wynik jak na napastnika.
– Dlatego, że nałożyło się na siebie kilka spraw. Klub miał olbrzymie problemy organizacyjne i finansowe, co nie pozwalało skupić nam się tylko na grze w piłkę. Nasza kadra była stosunkowo wąska, więc każdy uraz powodował, że nie bardzo miał kto dogrywać piłki do napastników. A ja miałem też trochę problemów z kontuzjami.
• Udało się już wyleczyć wszystkie urazy?
– Tak, ale kosztowało mnie to mnóstwo zdrowia i czasu. Klub niespecjalnie mi pomagał, więc musiałem załatwiać wszystkie wizyty u lekarzy samemu i ponosić koszty.
• Wierzy pan, że w przyszłym sezonie w Motorze może dziać się lepiej?
– To pytanie do zarządu. Ale moim zdaniem, nie ma na to większych szans. Ciągle mówi się o osłabieniach, o tych, którzy odeszli lub odejdą. O wzmocnieniach nic nie słychać. Wydaje mi się, że działacze koncentrując się na walce o licencję, zapomnieli o tym co jest najważniejsze, czyli piłkarzach i budowie drużyny na nowy sezon.