"Czarni” – byli najbardziej okrutni strażnicy z obozów koncentracyjnych. Jak pilnować więźniów, ukraińscy ochotnicy uczyli się w Trawnikach niedaleko Lublina.
Za kawałek chleba
Nie każdy mógł trafić do Trawnik. Niemcy zrobili dokładną selekcję wśród tysięcy jeńców z Armii Czerwonej. Odpadali żołnierze podejrzani o działalność komunistyczną. Kolejnymi kryteriami był wiek, wygląd, stan zdrowia, chęć służenia Trzeciej Rzeszy oraz znajomość języka niemieckiego. Zdecydowana większość wyselekcjonowanych była Ukraińcami.
Sowieccy jeńcy początkowo nie wiedzieli do jakiej służby wybierali ich Niemcy. Po wojnie tłumaczyli: chcieliśmy uciec przed śmiercią z głodu lub chorób w obozach jenieckich. Jeden z nich, Siergiej Wasilenko, przyznał: - Zrobiłem to za kawałek chleba. Nie sądziłem, że Armia Czerwona może pokonać Niemców.
Absolwenci szkoły nosili czarne mundury Allgemaine SS z zielonymi lub niebieskimi wypustkami na kołnierzach i mankietach (niemieccy strażnicy zakładali szarozielone mundury Waffeen SS).
Praktyczne zajęcia w obozie
"Czarni” - jak nazywali ich Polacy – ulokowali się w budynkach po byłej cukrowni, tuż przy obozie pracy dla Żydów. Trenowali na łąkach nad Wieprzem. Podstawowe szkolenie trwało ok. czterech – sześciu tygodni. Ukraińcy byli podzieleni na kompanie po 120 osób. Uczyli się komend w języku niemieckim, śpiewania niemieckich piosenek, marszu, obsługi broni oraz technik likwidacji gett. Praktyczne ćwiczenia odbywały się w obozie pracy. "Czarni” łapali Żydów w okolicznych miejscowościach i przewozili ich do obozu. W ramach egzaminu każdy z "Czarnych” musiał zabić więźnia.
W sumie obóz przeszło ok. 5 tys. osób. Okazali się bardzo przydatni dla Niemców. Pacyfikowali getta (np. w Lublinie i w Warszawie), współpracujące z partyzantami wsie, a przede wszystkim służyli w obozach zagłady w Bełżcu, Sobiborze i Treblince. Czasami byli wysyłani na akcje specjalne w terenie, a potem wracali do Trawnik.
Niemcy mieli jednak ograniczone zaufanie do Ukraińców. Pokazali to w 1943 roku kiedy podczas Akcji "Dożynki” Niemcy przez cały dzień mordowali żydowskich więźniów, "Czarni” siedzieli w barakach. Wyszli dopiero żeby zająć się zwłokami i wyszukiwać osoby, które przeżyły.
Niemcy chcieli wysłać do Trawnik na szkolenia…górali. Organizacja Goralische Division SS szła jednak bardzo opornie. Zamiast 10 tys. zgłosiło się 300 górali. Część nie nadawała się do służby, reszta wykruszyła się po drodze na Lubelszczyznę.
"Iwan Groźny” szkolił się w Trawnikach
Najbardziej znanym z absolwentów obozu w Trawnikach jest osławiony Iwan Demianiuk. - Był jednym z wartowników rekrutowanych z radzieckich jeńców - mówi Dariusz Libionka kierownik działu naukowego w Państwowym Muzeum na Majdanku. Amerykanie deportowali go w tym roku do Niemiec. Oskarżony jest o udział w zamordowaniu prawie 30 tys. Żydów w Sobiborze między marcem a wrześniem 1943 roku. Demianiuk miał również pilnować więźniów m. in. na Majdanku.
Ludzie, którzy przeżyli obozy zeznają, że z powodu okrucieństwa miał przydomek "Iwan Groźny”. Sam Demianiuk nie przyznaje się do zarzutów. Zanim trafił do Niemiec miał proces w Izraelu. Został skazany na śmierć, ale wyrok uchylił Sąd Najwyższych Izraela – uznał, że brak wystarczających dowodów na to, że Demianiuk rzeczywiście jest "Iwanem Groźnym”.
Mniej szczęścia miał Fydor Fedorenko, sowiecki jeniec, wysłany z Chełma na szkolenie do Trawnik. Jako wartownik trafił do obozu zagłady w Treblince. Po wojnie znalazł się w Stanach Zjednoczonych, gdzie żył spokojnie do 1978 roku. W wyniku procesu został deportowany do Związku Radzieckiego. W 1986 sąd skazało go na rozstrzelanie za udział w masowych egzekucjach.