Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Autor

JACEK BARCZYŃSKI

Lista artykułów:

Nie wiem, kogo pochowałam

Nie wiem, kogo pochowałam

W styczniu tego roku Kamil K. z Rudy Huty wyszedł z domu i więcej nie wrócił. Chełmscy policjanci i prokuratorzy są przekonani, że 23 kwietnia znaleźli jego zwłoki. Tylko matka utrzymuje, że chłopiec, którego pochowała, nie był jej synem.

Pawi krzyk mody

Pawi krzyk mody

Ptasie gospodarstwo Na podwórku Staszewskich kruczo-granatowa kwoczka ze śmiesznym czubkiem na głowie prowadza podrosłe pisklę pawia. Wieczorami nie idzie spać z kurami tylko zagania swojego podopiecznego do woliery dla pawi. Chociaż podopieczny już niemal dorównuje jej wzrostem to i tak chowa go sobie pod skrzydło i tak śpią do rana. Stanisław i Krystyna Staszewscy z Kolonii Czułczyce trzymają pawie od czterech lat, kiedy to kupili od znajomego ze Strachosławia dwie samice i jednego dorosłego samca. Teraz wokół ich gospodarstwa kręcą się cztery dorosłe ptaki i osiem młodych z tegorocznego przychówku. Było ich więcej, ale rozdali je znajomym i przyjaciołom. Między innymi sześć pawi z ich hodowli stanowi żywą ozdobę podchełmskiego Zajazdu „Trzy Dęby”. Kilka innych trafiło aż pod Białystok. Mieniące się kolorami pawie jak kiedyś przechadzały się po dworskich czy pałacowych parkach, tak teraz podkreślają prestiż rezydencji bez tradycji, ale z ambicjami. – Oboje z mężem lubimy ptaki – mówi pani Krystyna. – Oprócz pawi trzymamy różne gatunki kur, których nawet nie potrafimy nazwać. Syn podrzucił nam na przykład parę kurek, które pomimo dojrzałego wieku nie noszą piór lecz właściwy pisklakom puszek. Mamy też wybitnie mięsne kury z gołym torsem i szyją oraz koralikami, jakimi chlubią się indyki. Znajomy mówił, że podobne kury widział w Argentynie. Tylko nie do garnka Ptaki Staszewskich są obłaskawione. Reagują na zawołanie, pozwalają się brać na ręce, wskakują na stół, jedzą z ręki. Szczególnie pani Krystyna tuli je i rozmawia z nimi jak z dziećmi. Nawet jej do głowy nie przychodzi, by któregoś z pupilów przeznaczyć na rosół. Tymczasem przecież nie tylko kury, ale i pawie to tylko drób, który zazwyczaj trzyma się z myślą o tym, że prędzej czy później trafi na stół. O pawiach Staszewskich w okolicy jest dosłownie głośno. Pawie mają bowiem to do siebie, że donośnie krzyczą. Panu Stanisławowi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, jest mu przyjemnie, kiedy je słyszy zanim jeszcze dojedzie do domu. Pod japońską bramą – Pawie bardzo trudno wychować od małego – twierdzi Staszewski. – Połowa nie dożywa dorosłego wieku. Na domiar złego nie ma fachowej literatury na temat chowu tych ptaków. Sami z synem doszliśmy do tego, że naszym pawiom w razie choroby pomagają te same leki, jakie podaje się gołębiom. Powoli nabywamy doświadczenia. Staszewscy wrócili na wieś po trzydziestu latach mieszkania w Chełmie. W Kolonii Czułczyce przejęli gospodarstwo po rodzicach. Po dokupieniu ziemi razem z synami gospodarują na 22 hektarach gruntów ornych i łąk. Na początek zaadoptowali na swoje potrzeby letnią kuchnię. Jednocześnie zajęli się rozbudową domu. Ma być obszerny, bo a nuż z czasem zdecydują się poprowadzić gospodarstwo agroturystyczne. Jeszcze wcześniej pan Stanisław własnymi rękoma postawił imponującą, stylizowaną na japońską, bramę wjazdową na posesję. Lubi patrzeć, jak tą bramą stadko pawi wybiera się na spacer, okrąża teren, po czym wraca na podwórko zazwyczaj witane przez panią Krystynę. Te spacery to już niemal codzienny rytuał. Pawie są ptakami niezwykle rodzinnymi. Samica przez cały rok prowadza swoje młode. Jaja – do pięciu sztuk – znosi w maju, dopiero w drugim roku życia. Samce, by osiągnąć dojrzałość i urodę potrzebują czterech lat. Co roku na przełomie lipca i sierpnia gubią swoje wspaniałe ogony, które odrastają im do stycznia. Później już w kwietniu znowu w całej swojej krasie puszą się przed swoimi wybrankami i jak twierdzą Staszewscy napatrzyć im się tym godom nie można.

Nie omijajmy kwestarzy

Nie omijajmy kwestarzy

Waldemar Mirek, prezes Społecznego Komitetu Ochrony Zabytków Lublina, ma na liście 256 kwestarzy. Do wszystkich trafią zaproszenia do ponownego udziału w zbiórce pieniędzy na renowację nagrobków cmentarza przy ul. Lipowej. Ma też nadzieję, że w dniu Wszystkich Świętych z puszkami staną znani politycy, artyści, dziennikarze.

Bazylika na glinianych nogach?

Bazylika na glinianych nogach?

Czy Góra Chełmska jest dziurawa jak szwajcarski ser? Jeśli tak, to widoczna nawet spoza Chełma Bazylika Narodzenia NMP może być zagrożona. Wyjaśnią to prowadzone właśnie badania

Wystarczyło pojawienie się plutonu specjalnego Oddziału Prewencji KWP w Lublinie, aby ostudzić zapęd

Na mecz z widłami i siekierą

Zniszczony radiowóz, pięciu poszkodowanych policjantów i pięciu poranionych pseudokibiców to bilans sobotniego czwartoligowego meczu Chełmianki z Unią Hrubieszów

Będzie praca na granicy

Będzie praca na granicy

Niedawno Polska obiecała Unii Europejskiej wzmocnienie swojej Straży Granicznej o 5 tys. etatów. Najwięcej osób zatrudnią formacje strzegące wschodniej granicy, a więc przyszłej rubieży UE. Podlaski, karpacki i nadbużański oddziały Straży Granicznej jawią się zatem jako znaczący pracodawcy.

Bezpieczna granica

Bezpieczna granica

W Chełmie gwałtownie rośnie góra podań do pracy w Straży Granicznej. W Brukseli ustalono, że do końca 2006 roku do służby w Straży Granicznej w Polsce zostanie przyjętych ponad 5 tys. nowych funkcjonariuszy. Nieoficjalnie mówi się, że ok. tysiąca osób ma trafić w przyszłości do oddziału chełmskiego.

Rozwój w rezerwacie

Rozwój w rezerwacie

Chłaniów leży w dolinie. Kiedyś teren ten zalegały ogromne bagna, które pochłaniały ludzi. Stąd nazw

Czarna niedziela (cd Księgi Życia...)

O długo przemilczanej zbrodni ludobójstwa w Chłaniowie koło Krasnegostawu w lipcu 1944 roku pisaliśmy w dwóch ostatnich wydaniach magazynowych (Zbigniew Dzięciołek: \"Księga Życia Pana Boga”), pokazując ją przez pryzmat wspomnień małej dziewczynki. Dziś zamieszczamy reporterski zapis wciąż żywej, bolesnej pamięci mieszkańców. Czynimy to w imię historycznej prawdy i ku przestrodze: oto do czego może prowadzić nienawiść. I ku uświadomieniu, w jak szczęśliwych czasach żyjemy, mając dziś za Bugiem przyjaznego sąsiada

Na chwilę przed udaną ucieczką na stacji w Bystrzejowicach (Dzięki uprzejmości lubelskiego Oddziału

Bandycki rajd porywaczy