Interesujące kulisy życia i śmierci agenta ubezpieczeniowego Artura W. oraz działania bialskiego "żłobka” odkrywane są w procesie dwóch byłych pracowników bialskiej Izby Wytrzeźwień.
W miniony wtorek pośród kilkorga zeznających świadków pojawiła się ubrana na czarno Elżbieta Sz., narzeczona Artura W., która zdecydowanie stwierdziła, że jej wybranek (ubiegłej wiosny mieli wziąć ślub) nie miał żadnych powodów do odebrania sobie życia. - Najważniejsza dla niego byłam ja - podkreśliła. Z jej wypowiedzi oraz innych świadków wynikało, że w przeddzień tragedii agent ubezpieczeniowy spotkał się na długiej nocnej rozmowie z kolegą w podbialskim zajeździe. Zeznający następnie Piotr. M. przedstawił swego przyjaciela z lat wcześniejszych, Artura W. jako bardzo ambitnego, lubiącego imprezy, ale i skłonnego do załamań człowieka.
Kilku świadków mówiło o zagrożeniu Artura W. ze strony gangu samochodowego. Gangsterzy nie tylko ukradli Arturowi W. nowe audi 100, ale także zmusili go, przy odzyskiwaniu pojazdu, aby odebrał haracz od innych ograbionych z aut. Prokuratura nawet wszczęła postępowanie w tej sprawie. Chociaż agent wykupił samochód, to jednak przestępcy gnębili go przez telefon groźbami
Na 12 kwietnia 2000 r. sąd wyznaczył termin zeznań pracownika ubezpieczeniowego w sprawie Roberta S. dotyczącej złodziei samochodów. Zginął jednak kilka dni wcześniej. Rodzina utrzymuje, że ta sprawa ma związek z nagłą śmiercią młodego człowieka.Tej samej nocy, kiedy wydarzyła się tragedia w Izbie Wytrzeźwień przebywał Bronisław O., jeden z częstych bywalców "żłobka”. Zeznając przedwczoraj w bialskim Sądzie Rejonowym opowiedział o wulgarnym i brutalnym traktowaniu pacjentów przez nietrzeźwy personel bialskiej izby. Podkreślił, że przez kilkanaście razy, gdy był dowożony do tejże placówki ani razu nie został zbadany przez lekarza. Kiedy dopominał się badania, był wulgarnie wyzywany przez pijanego jednego z oskarżonych. Bronisław O. zeznał, że w sąsiedniej celi, gdzie przebywał Artur W. (wcześniej także był wyzywany przez personel) było cicho. Dopiero kiedy została odsunięta zasuwa, rozległ się krzyk - Coś ty k...a zrobił! Po nim nastąpiła bieganina. Podczas tej tragedii na piętrze Izby Wytrzeźwień dziwnym trafem przebywały matka jednego z oskarżonych i jej córka, do czego przyznała się przed sądem pierwsza z nich.