Od półtora roku Feliks Klim-Klimaszewski próbuje udowodnić pięciu bialskim lekarzom, że ich zaniechanie i błędy w leczeniu doprowadziły go do kalectwa. Winni - w jego przekonaniu - nadal nie zostali ukarani.
Trzy lata temu nie miał takich problemów. Zaczęło się od ostrego bólu w kolanie. Lekarze z pogotowia i izby przyjęć zbagatelizowali pierwsze dolegliwości. Chorego nie przyjęto do szpitala. Po wizycie domowej lekarz rodzinny zalecił wizytę u ortopedy w przychodni przy ulicy Warszawskiej. Dwa miesiące trwało domowe leczenie nie przynoszące poprawy.
- Początkowo ulżyło, ale potem z każdym dniem cierpiałem coraz bardziej. Noga puchła. Dopiero na mój krzyk umieszczono mnie w szpitalu - wspomina pan Feliks. Skutkiem leczenia na oddziale ortopedii było odesłanie poszkodowanego do kliniki w Otwocku. - Tam prawda wyszła na jaw. Od razu zapytano, dlaczego tak późno się zgłosiłem. Usłyszałem, że w grę wchodzi amputacja albo usztywnienie nogi - mówi inwalida. Zdecydował się na drugie. Po powrocie do domu i rekonwalescencji złożył skargę na lekarzy z pogotowia, izby przyjęć i oddziału urazowo-ortopedycznego bialskiego szpitala.
Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Lublinie umorzył postępowanie, ale wznowił je, ponieważ tak mu zalecił Naczelny Rzecznik z Warszawy po rozpatrzeniu zażalenia. Opinia specjalisty z Wrocławia dała rzecznikowi podstawę do wystąpienia do Okręgowego Sądu Lekarskiego z wnioskiem o ukaranie dwóch lekarzy, którzy niewłaściwie leczyli nogę.
Feliks Klim-Klimaszewski ponownie nie zgodził się z decyzją rzecznika. Chce, aby wszyscy ponieśli odpowiedzialność. Akta wróciły do Warszawy. - To od tej instancji zależy, kiedy nastąpi rozstrzygnięcie. Może za miesiąc, dwa, nie wiem. Gdyby pacjent nie odwoływał się ponownie, byłoby po sprawie - odpowiada Janusz Hołysz, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej w Lublinie, kiedy zapytaliśmy go przewidywany termin zakończenia całej sprawy. Feliks Klim-Klimaszewski, nie czekając na wynik postępowania wystąpił do sądu o odszkodowanie, ale wobec tego, że, jak twierdzi, został przez wymiar sprawiedliwości obcesowo potraktowany, wycofał pozew. - W trakcie rozprawy sędzia oskarżał mnie, atakował, nie przyjmował żadnych argumentów. Żona się rozpłakała, ja straciłem wątek. Zorientowałem się, że przegram, a wtedy musiałbym ponieść koszty, około 3 tysięcy złotych, więc zrezygnowałem. Teraz nie wiem, co zrobić - zaznacza.
Zwróciliśmy się do Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej z prośbą o radę. - Sprawa jest prosta. Trzeba złożyć do mnie skargę na piśmie z dokładnym opisem sytuacji, podaniem daty i sygnatury akt oraz - jeśli jest wiadome - nazwiska sędziego. Zbadam wszystko i w ciągu trzydziestu dni odpowiem - zapowiada prezes Waldemar Bańka.