Od początku lipca pracownicy Państwowej Straży Rybackiej w Chełmie tylko na jeziorach Wytyczno i Sumin wyciągnęli 33 sieci zastawione przez kłusowników. Kłusowniczy sprzęt znajdują także na Jeziorze Białym i Glinki.
Zdaniem Prusa, właścicielom smażalni bardzo trudno udowodnić, że skupują kradzione ryby. Zazwyczaj mają podkładkę świadczącą o tym, że dokonali legalnego zakupu. Niemniej strażnicy rybaccy, wspólnie z policjantami, planują akcję sprawdzania pochodzenia ryb serwowanych w smażalniach.
Praktycznie nie sposób przyłapać kłusownika na gorącym uczynku. A jeśli już, to ku irytacji tych, którym się to udało, sądy wymierzają niskie kary „z uwagi na niską szkodliwość czynu”. Jedynym pocieszeniem jest to, że już samo odebranie sieci jest swoistym uderzeniem kłusownika po kieszeni. Za taki sprzęt musieli bowiem oni zapłacić co najmniej kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych.
Państwową Straż Rybacką w jej walce z kłusownikami wspierają społecznicy z Polskiego Związku Wędkarskiego. Tylko w czasie jednorazowej akcji na jeziorze Sumin chełmskim wędkarzom udało się podjąć z wody siedem sieci. W tym samym czasie jeszcze lepszy wynik osiągnęli strażnicy zatrudniani przez Zarząd Okręgu PZW w Lublinie. Do tej pory na swoim koncie mają już 30 50-metrowych sieci.
– Większość z nich wyciągnęliśmy z Wisły oraz jeziora Dratów – mówi Andrzej Borkowski, dyrektor biura tamtejszego Zarządu Okręgowego PZW. Twierdzi, że nie ma tygodnia, by nie występowali z wnioskami o ukaranie przyłapanych kłusowników. Sądy wciąż są jednak wobec nich pobłażliwe i cały wysiłek strażników idzie na marne. (bar)