Siostry Wanda i Alina Saczuk z Krzewicy (gm. Międzyrzec Podlaski) od blisko 20 lat starają się o zwrot działki, która leży pośrodku ich pola. Problem w tym, że w urzędniczych papierach jest to las należący do Skarbu Państwa.
W 1954 roku decyzją Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej Janowi Saczukowi wywłaszczono 1,88-hektarową działkę orną na cele obronności państwa, konkretnie pod budowę lotniska w Krzewicy.
– W latach 60. ubiegłego wieku ojciec posadził na 0,4-hektarowej części tej działki lasek, bo była tam taka brązowa rapa. Wojsko nie miało nic przeciwko. Grunty stanowiły odległą od lotniska strefę ochronną. Właściwie każdy rolnik od momentu wywłaszczenia miał na swoich polach uprawy, bo nikt ich nie przepędzał – opowiada pani Wanda.
Kępa drzew na środku pola
Kiedy cały obszar lotniska wojsko zwróciło samorządowi, część tego terenu gmina oddała wywłaszczonym wcześniej rolnikom.
– Grunt mojego ojca, a obecnie mój, samorząd podzielił w 2000 roku na kilka części – relacjonuje pani Wanda. – Po to, aby pośrodku nieruchomości wydzielić tę zalesioną działkę o powierzchni 0,4 hektara – precyzuje.
Siostrom udało się odkupić od samorządu wszystkie części z wyjątkiem właśnie tej z lasem. – Okazało się, że to las państwowy, którym włada Nadleśnictwo Międzyrzec Podlaski – oburza się pani Wanda.
– Ta nieruchomość została przekazana w zarząd Nadleśnictwu Międzyrzec 22 listopada 1995 roku na podstawie protokołu zdawczo-odbiorczego – potwierdza Anna Malinowska, rzecznik prasowy Lasów Państwowych. – Skarb Państwa jest prawowitym właścicielem nieruchomości, co potwierdziły sądy powszechne w prawomocnych orzeczeniach. Jeżeli nadleśnictwo Międzyrzec zechce sprzedać rzeczoną nieruchomość w trybie ustawy o lasach oraz pozostałych przepisów, a pani Saczuk w przetargu publicznym nie nabędzie prawa własności według ceny rynkowej, to nie będzie właścicielem tej nieruchomości – dodaje Malinowska.
Specyfika poligonu lotniczego
W 2011 roku mieszkanka Krzewicy wystąpiła do starosty bialskiego o zwrot tej działki, ale w 2014 roku starosta wydał decyzję odmowną.
– Decyzja starosty o odmowie zwrotu nieruchomości stała się prawomocna. Obie panie w odpowiednim czasie się od niej nie odwołały. Teraz mogą jedynie korzystać z procedury odwoławczej w wyższych instancjach – przyznaje Wiesława Chalimoniuk, zastępca dyrektora Wydziału Geodezji, Katastru i Nieruchomości w bialskim starostwie. – My nie możemy orzekać dwa razy w tej samej sprawie. Jedynie organ wyższego stopnia może stwierdzić nieważność tej decyzji – podkreśla Chalimoniuk.
Ale jak dotąd siostry Saczuk nie mają szczęścia w tej sprawie. Bo w lipcu 2017 roku wojewoda lubelski odmówił stwierdzenia nieważności decyzji starosty bialskiego. A Minister Inwestycji i Rozwoju decyzją z lutego tego roku utrzymał w mocy postanowienie wojewody.
W tych wszystkich odwołaniach Wanda Saczuk argumentowała, że działka nie była wykorzystywana na cele obronne kraju, tylko na leśne oraz rolne. Ale Minister Inwestycji i Rozwoju stwierdził że: „(...) powyższe potwierdza wykorzystanie nieruchomości zgodnie z celem wywłaszczenia. Specyfika poligonu lotniczego, jaki został utworzony na wywłaszczonych nieruchomościach polegała na tym, że wydzielone pola robocze znajdujące sie w centralnej części poligonu były celem działalności lotnictwa, a pozostałe grunty poligonu miały na celu zapewnienie strefy ochronnej zamkniętej. Nieruchomości położone na obrzeżach nie musiały być wykorzystywane przez wojsko do ćwiczeń”. Dodał też: „Okoliczności potwierdzają, że starosta bialski prawidłowo ocenił, że brak było podstaw do zwrotu nieruchomości, gdyż zrealizowano na nich cel wywłaszczenia, gdyż nieruchomość była wykorzystywana na cele wojskowe – lotnisko”.
Nadzieja w sądzie
Teraz siostry zaskarżyły decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. – Na tej działce nadleśnictwo nie poniosło żadnych nakładów. Teren nie był nigdy ogrodzony. Poprzez podział gruntu odcięto nam przejazd z uprawy na uprawę. Ponosimy przez to ogromne koszty, na przykład w żniwa, kiedy kombajniści muszą kilkukilometrowym objazdem jechać z pola na pole, choć leżą obok siebie, ale przecięte „lasem państwowym – żali się nasza rozmówczyni.
– Panie mogą jeszcze rozmawiać o kupnie tej działki od nadleśnictwa – proponuje urzędniczka ze starostwa. Ale nadleśnictwo chce 18 tys. zł. A panie Saczuk przyznają, że nie mają tylu pieniędzy.
– Gdybyśmy odzyskały działkę, to przywróciłybyśmy ją do stanu pierwotnego, to znaczy drzewa byśmy wycięły i zrobiły tam pole uprawne. Bo mamy kredyty do spłacenia – przyznają Wanda i Alina Saczuk.
Kobiety czują się bezsilne. – Przez tę gehennę, którą przechodzimy od blisko 20 lat. Liczą jednak, że Wojewódzki Sąd Administracyjny pozytywnie rozpatrzy ich sprawę. – A jak nie, to pozostanie nam prokuratura – zapowiadają siostry.