Hucznie i buńczucznie zapowiadana manifestacja Samoobrony nie odbyła się w Białej Podlaskiej. Wprawdzie garstka działaczy wyruszyła z ulicy Warszawskiej i przeszła Placem Wolności, ale rozproszyła się na deptaku prowadzącym do siedziby starosty.
Rolnicy pytani wcześniej o postulaty i żądania chętnie się wypowiadali. - Jesteśmy przeciwni importowi płodów rolnych do Polski. Zbliżają się żniwa, elewatory przepełnione zbożem, czeka nas klęska urodzaju - podkreślali. Andrzej Kopiś z Wisznic, gdyby mógł, wymieniłby ludzi "na górze”.
- Niedobrze, jak są ciągle ci sami u władzy. Kiedy przychodzą nowi bez powiązań, nie patrzą na innych, tylko robią, co do nich należy - zauważa rolnik i przedsiębiorca jednocześnie. Ubolewa nad tragiczną sytuacją podlaskiego rolnictwa. Zachód nie chce od nas kupować w tym roku nawet jagód, które dawniej eksportowało się setkami ton.
Generalnie Samoobrona jest przeciwna wstąpieniu do Unii Europejskiej. Chłopi nie wierzą, że dostaną jakiekolwiek pieniądze z SAPARD-u. Obiecywane pięć milionów euro to dla nich fikcja. - To tak, jakby obiecać "na odczepnego” naiwnemu dziecu, że mu się coś kupi - twierdzi Leszek Daniluk z Rokitna. Rozmówcy podkreślają, że zamknięcie granicy wschodniej jest katastrofą dla podlaskich producentów. Białorusini i Ukraińcy kupują przecież u nas żywność, w tym mięso, warzywa i owoce. Dlaczego nie eksportować tego na dużą skalę - pytają rolnicy. Obawiają się, że Unia będzie wymagała koncesji na handel ze Wschodem, a wtedy mało kto się na to zdecyduje ze względu na koszty. - W ogóle rząd nas ignoruje, to nie ma co nawet mówić. Obiecuje od lipca podwyżkę o siedem groszy za litr mleka, podczas gdy ono wcześniej kilkanaście razy taniało. W ubiegłym roku rolnik dostawał dziewięćdziesiąt groszy za litr, a terez sześćdziesiąt. Kompletnie nic się nie opłaca na wsi produkować - tłumaczy Leszek Szewczuk, szef bialskiej Samoobrony.