Nowe jelcze bialskiego MZK psują się częściej niż wiekowe autosany. Na dodatek, producent coraz bardziej opóźnia się z dostawami.
Rzeczywiście. Wczoraj o godz. 7.46 kierowca autobusu "21” oświadczył, że z powodu awarii zawieszenia dalej nie jedzie. Takich przypadków jest znacznie więcej. Jan Harasimiuk, dyrektor MZK, potwierdza, że z nowymi autobusami jest wiele problemów. - Dziwne, ale stare były mniej awaryjne. Kursy wypadają, a pasażerowie się denerwują. I rosną koszty eksploatacji - narzeka dyrektor.
Ostateczna decyzja o zakupie jelczy zapadła w listopadzie 2005 roku. Wtedy miasto uroczyście podpisało z firmą "Polskie Autobusy” kontrakt na dostawę 12 sztuk. Prezydent Białej Podlaskiej Andrzej Czapski uznał tę umowę za sukces. A Franciszek Gaik, prezes "PA”, podkreślał, że firma zgodziła się na bardzo niską cenę - 508 tys. zł netto za pojazd.
Miesiąc później "PA” nie potrafiły w terminie dostarczyć pierwszych samochodów. Tak jest do dziś. Teraz MZK czeka na aż trzy spóźnione pojazdy. Jeden ma poślizg jeszcze z... poprzedniego roku. - Za każdy dzień opóźnienia w dostawie autobusu naliczamy jedną dziesiątą procenta jego wartości - mówi Sławomir Denisiuk, naczelnik Wydziału Inwestycji Urzędu Miasta.
Skoro z jelczami są same problemy, to może trzeba było wybrać inną ofertę? Kiedy w 2005 roku miasto zawierało kontrakt, wpłynęła tylko jedna - wyjaśnia Denisiuk. Dodaje, że co prawda były prowadzone rozmowy z innymi firmami, ale żadna nie potrafiła zagwarantować dostaw w interesujących miasto terminach.
A co na to wszystko "Polskie Autobusy”? Jan Żdżarski, rzecznik firmy, twierdzi, że opóźnienia to wina producenta silników, który nie dostarcza ich na czas z Włoch. Mimo obietnic nie doczekaliśmy się jego komentarza do opinii na temat jakości autobusów.