Jacek Piekutowski żąda ścigania osoby, która podszyła się pod niego, dzwoniąc do minister Julii Pitery. Ta sprawa jest jedną z wielu związanych z konfliktem między koalicją i opozycją w radzyńskim samorządzie.
- Ktoś się podszył pode mnie! Radca prawny poinformował radnych, że podszywanie się pod funkcjonariusza publicznego grozi karą do roku pozbawienia wolności. Poprosiłem więc mecenasa, aby skierował pismo do prokuratora w tej sprawie - zapowiada Piekutowski.
- Otrzymałem pismo z tej kancelarii z prośbą, bym przedstawił swoją opinię. Chodziło o jakieś doniesienie o rzekomej niegospodarności w 2000 roku. Dwukrotnie telefonowałem, przedstawiając się z imienia i nazwiska. Podkreślałem, że nie mamy uprawnień do oceniania organów samorządowych poprzedniej kadencji. Przyznał mi to rozmówca w Warszawie. Powoływałem się przy tym, na to że przewodniczący Jacek Piekutowski już dostał pismo z pytaniem w tej sprawie. Tymczasem później w piśmie przesłanym do obecnego burmistrza, urzędnicy stwierdzili, że rozmawiali z... Jackiem Piekutowskim - tłumaczy całe zamieszanie Zdzisław Woś, przewodniczący Komisji Rewizyjnej Rady Miasta w Radzyniu Podlaskim. Woś nie ukrywa, że telefonował do Kancelarii Premiera, w której sekretarzem stanu jest Julia Pitera.
Na dodatek, Zdzisław Woś ma pretensje do Jacka Piekutowskiego. - Ostatnio pan Piekutowski zwrócił się do mnie na sesji z zarzutem: Panie Woś, tak się nie robi! Tym samym naruszono moją godność osobistą - uważa Woś. - To absurd, abym miał się podszywać pod przewodniczącego rady! To próba zdyskredytowania mojej osoby. Będę dążyć do zbadania tej sprawy - zapowiada radny.
Prawdopodobnie radzyński samorząd wystąpi do minister Pitery o udostępnienie nagrań z rozmów, jakie prowadził radny Zdzisław Woś. To powinno wyjaśnić sprawę, ale nie zakończy konfliktu pomiędzy centrowo-lewicową koalicją a prawicową opozycją.
Teraz opozycyjni radni chcą się dowiedzieć, czy Jacek Piekutowski nie naruszył prawa zasiadając przez pewien czas w zarządzie miejscowego klubu sportowego. - Prawnik wyjaśnił, że nic złego się nie działo, bo klub nie prowadził działalności gospodarczej poza sprzedażą biletów - wyjaśnia Piekutowski.
Pojedynek trwa.