Jedni mają po osiemnaście lat, inni jeszcze nie. Ale razem świętują w listopadzie półmetek. A świętują hucznie. W wynajętych przez licealistów lokalach wódka leje się strumieniem.
– W jednym z bialskich lokali zastaliśmy młodzież z drugiej klasy liceum na półmetku. Wszyscy licealiści, a także towarzyszące im osoby, byli pijani. Przykry był to widok. Niektórzy wymiotowali. Pomyślałem sobie wtedy o jałowej działalności komisji przeciwalkoholowych i o bezkarnych restauratorach, którzy za wszelką cenę chcą mieć zysk z takich klientów – mówi radny Edward Borodijuk.
Swoją obserwacją radny podzielił się na ostatniej sesji Rady Miasta. Wywołał ożywioną dyskusję. I choć uczestniczył w niej Waldemar Godlewski, lubelski kurator oświaty, oraz prezydent miasta Andrzej Czapski, nie przyniosła ona żadnego rozwiązania.
– To naganne zjawisko – grzmiał prezydent. – Powinni się nim zainteresować wychowawcy i dozór oświaty.
Kurator wziął w obronę nauczycieli, podkreślając, że jeśli dochodzi do pijaństwa, to poza szkołą. Jego zdaniem, sprawą serwowania w lokalach alkoholu nieletnim powinna interesować się policja i straż miejska.
Organizacji półmetka nie popierają też dyrektorzy liceów. Już dawno zakazali imprezy w szkołach. Ale zapoczątkowana kilka lat temu tradycja nie umarła. Wręcz przeciwnie, rozkwitła. I w dodatku z aprobatą rodziców.
– Nie mamy wpływu na to, że matka i ojciec zamawiają w restauracji imprezę. Czy to z okazji imienin lub urodzin dziecka, czy z okazji półmetka – mówi Waldemar Mazur, dyrektor bialskiego IV LO im. Stanisława Staszica.
Była kelnerka jednego z lokali, gdzie często „balują”nieletni, opowiedziała nam, jak wyglądają takie zabawy. – Uczniowie zamawiali tylko jedno gorące danie. Szef przymykał oko na to, że przynosili ze sobą duże ilości alkoholu. Pili i wymiotowali. Niekiedy coś niszczyli. Dziwiliśmy się szefowi, że za parę groszy, godzi się na coś takiego.