Roman Kłosowski, dla przyjaciół Kłos, dla Polaków Maliniak z "Czterdziestolatka”, a dla mieszkańców Białej Podlaskiej współziomek. Rodzinne miasto aktora znalazło się na jubileuszowej trasie z okazji 60-lecia pracy artystycznej.
– Z natury jestem pogodny, a w sztuce "Akt bez słów - Komedia - Ostatnia taśma Krappa – Oddech” gram raczej smutnego człowieka. Ale od czasu do czasu, trzeba skłonić ludzi do refleksji –mówił po spektaklu honorowy obywatel miasta. Pośród kilkusetosobowej publiczności nie zabrakło przyjaciół aktora z lat młodości. – Roman miał charakterek, na przerwach płatał figle, wygłupiał się, ale kolegą był serdecznym –wspomina Regina Ciejpa, koleżanka z klasy humanistycznej z liceum J.I. Kraszewskiego.
Danuta Ogłoza-Szablewska na spotkanie z kolegą Kłosowskim przyjechała specjalnie z Warszawy. – Należę do warszawskiej filii Koła Bialczan, tam się spotykamy- przyznaje pani Danuta. – Romek był prawdziwym humanistą, należał do kółka literackiego, miał zdolności artystyczne. Nie znosił za to matematyki. Wielokrotnie na lekcjach można było usłyszeć "Pan Kłosowski opuści klasę…” – opowiada Ogłoza-Szablewska.
Serialowy Maliniak podkreśla, że Biała Podlaska ukształtowała go jako aktora. – Gdyby nie sztuki teatralne, w których zacząłem grać w liceum, nadal robiłbym głupstwa – mówi Kłosowski. Przy okazji każdej wizyty w rodzinnym mieście, aktor zagląda do swojego dawnego domu przy ul. Garncarskiej. – Najbardziej cieszy mnie sympatia ludzi, o dziwo, wciąż mnie rozpoznają. Dlatego lubię tutaj wracać – żartuje.
Wcześniej artysta zawsze zabierał ze sobą żonę Krystynę, która niestety na skutek nowotworu zmarła w czerwcu tego roku. – Ale ja się jeszcze nie daję i gram – przekonuje artysta. 84-letni aktor rzeczywiście się nie poddaje, chociaż na skutek poważnej choroby oczu prawie nic nie widzi. Jak wyznaje w swojej biograficznej książki "Z Kłosem przez życie”, jego oczami była żona Krystyna, która wszędzie mu towarzyszyła. Teraz pomagają mu inni członkowie rodziny oraz przyjaciele.