22–letni Piotr Żuk dotarł do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Pokonał 4013 kilometrów. Szedł 5 miesięcy.
Wyruszył spod Białej Podlaskiej w lipcu. I przez Słowację, Austrię, Słowenię, Włochy i Francję dotarł na początku grudnia do Hiszpanii. – Pierwsza myśl jaką miałem po dotarciu do katedry w Santiago : "To już? A byłem pewien że to dalej". Do tego doszły emocje, bo coś się skończyło. To śmieszne ale wtedy poczułem się tak, jakbym wyszedł zaledwie dwa tygodnie temu – opowiada Piotr.
Szedł tylko z plecakiem, do którego zapakował ubrania, kosmetyki, butlę, namiot i śpiwór.
Wspomina, że pierwszy miesiąc pielgrzymki był rozgrzewką. – Miałem wtedy sporo kontuzji, m.in. zapalenie ścięgna piszczelowego w lewym kolanie, które złapałem jeszcze w Polce. A drugi miesiąc to była ekscytacja. Bardzo bałem się wyjścia poza granicę Polski. Wiedziałem, że wtedy dużo się zmien – przyznaje.
Po przejściu ok. 2 tys. kilometrów zaczął tęsknić za domem. – W takich chwilach miałem w głowie słowa mojego taty, który mawiał "pamiętaj, poranek będzie mądrzejszy". Kilka razy nawet postanawiałem sobie, że następnego dnia wracam do domu. Tyle że rankiem, tuż po obudzeniu, automatycznie się pakowałem– żartuje 22–latek.
Z jego relacji wynika, że czasami te najcięższe chwile były tymi najcenniejszym i najciekawszymi. – Na przykład bardo miło wspominam noc na szczycie góry "Monte Ragola" w zachodnich Włoszech. Po dotarciu okazało się, że schronisko jest zamknięte więc spałem obok, w namiocie. W nocy temperatura spadła do 6 stopni. To sprawiło że w połączeniu z wiatrem, prawie zamarzałem. Kilka razy spałem na wybrzeżu przy Morzu Liguryjskim i na Lazurowym Wybrzeżu. A raz spałem na placu zabaw w centrum jednego z hiszpańskich miasteczek. Dwie noce spędziłem też we francuskich winnicach – wspomina.
Używał też aplikacji "couchsurfing" która w większych miastach pomogła mu w znalezieniu noclegu. – I teraz, dzięki temu mam kontakt z ludźmi prawie w każdym państwie, w którym po drodze byłem– cieszy się pielgrzym.
Dziennie pokonywał od 30 do 40 kilometrów. – Po drodze zdobyłem też kilka szczytów we Włoszech, Austrii, Słowenii i Francji . To dla mnie są najlepsze doświadczenia. Szczyty to objawienie, to nauka, na szczytach doświadczyłem strachu i spokoju w tym samym czasie. W górach mam nieograniczone zasoby energii, nie wiem jak to się dzieje – zdradza 22–latek.
Utkwiła mu w głowie pewna sytuacja z Francji. – Spałem w wielkim garażu. Wpadłem jedną nogą do kanału z rozwodnionym wapnem. Mój lewy but i lewa nogawka spodni była cała w tej breji. Pomimo niskiej temperatury zdjąłem spodnie i w lodowatej wodzie z latarką na czole zrobiłem przymusowe pranie butów i spodni. A rano musiałem nałożyć te mokre ubrania. Z perspektywy czasu wiem, że gdyby przydarzyło mi się to na początku mojej podróży, poddałbym się i załamał. Ale wtedy wiedziałem, że nie mam wyjścia i nie mogę tego zostawić– podkreśla Piotr.
Do Polski wraca samolotem. – Myślę, że gdyby nie studia, które czekają na mnie po powrocie, spróbowałbym wracać do Polski pieszo – zaznacza. W głowie ma już kilka planów na kolejne wyprawy.
– Do tej pory nie wiem jakim cudem udało mi się osiągnąć wymarzony cel. Na pewno bez strony, którą prowadziłem byłoby trudniej. Mam wielu znajomych z którymi byłem w kontakcie. Kibicowali mi żebym się nie poddawał. A teraz zaczyna się najtrudniejszy etap mojej drogi, czyli ta część która prowadzi przez moje życie – mówi na koniec Piotr Żuk z Kaliłowa pod Białą Podlaską. Przypomnijmy ze strona o której mówi pielgrzym to "Po rozum do Jakuba", którą można znaleźć na Facebooku.