Od kilku tygodni w Białej Podlaskiej trwa konflikt, pomiędzy Strażą Miejską, a taksówkarzami. Ci ostatni nie zgadzają się z metodami pracy miejskich strażników na postoju taksówek w obrębie placu Wolności.
- To co jest na placu Wolności to paradoks. Polega on na tym, że nawet, jeżeli kierowcy staną ciaśniej, jeden przy drugim i w tzw. słupkach zamknie się 12 samochodów, strażnicy mówią, że tak jest źle, ponieważ na znaku jest 10. My, żeby nie dać się zahaczyć na postój, przejeżdżamy 15 razy w koło placu. W pewnym momencie udaje się ustawić jako dziesiąty, albo nie. Jeździmy w kółko jak na karuzeli. Ludzka cierpliwość ma granice, tak dłużej być nie może - mówi Marian Wojtal, członek zarządu "Metro-Taxi”
Postanowiliśmy sprawdzić, jak do zarzutów przewoźników odnosi się Straż Miejska. - Jeżeli strażnicy wykonują sumiennie swoją pracę to tylko dobrze świadczy o nich. Codziennie realizują bowiem powierzone im zadania. Znak umieszczony na placu Wolności mówi jednoznacznie, że postój jest przeznaczony dla 10 pojazdów. Ostateczne ocena jak zawsze należy do mieszkańców oraz władz miasta - mówi Artur Żukowski, komendant bialskiej Straży Miejskiej. - Nie potrafię powiedzieć ile było dokładnie mandatów, ale na pewno nie było dużo. Do tej pory mandaty stosowano wobec kierowców, którzy uporczywie nie stosowali się do znaków. Przez ponad dwa tygodnie były przeprowadzane rozmowy i upomnienia. Jeżeli pouczenia nie skutkowały strażnicy byli zmuszeni korzystać z bloczków mandatowych. Myślę, że kolejność wykonywanych czynności została w pełni zachowana - dodaje komendant.