Fatalne warunki i łamanie prawa pracy stwierdził inspektor w bialskim schronisku dla bezdomnych zwierząt. Tym razem obyło się bez kar, ale nieprawidłowości trzeba będzie usunąć.
Kierownik bialskiego oddziału Okręgowego Inspektoratu Pracy stwierdził w schronisku szereg nieprawidłowości w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy.
- Warunki socjalne i sanitarne są złe. Ludziom pracującym przy zwierzętach nie przygotowano odpowiednich miejsc na odpoczynek i spożywanie posiłków. A taki obowiązek ciąży na kierowniku schroniska - informuje inspektor Piotr Demczuk. Wskazuje też na to, że pracujący tam skazani musieli po stromym podjeździe pchać taczki. A to groziło wypadkiem. - Poza tym, pracownicy cięli drewno na pile pozbawionej osłon. W schronisku były też gromadzone liczne odpadki mięsne i kości, które bez schłodzenia mogą stanowić zagrożenie epidemiologiczne. Szkoda ludzi - wylicza inspektor.
Piotr Demczuk nie chciał jednak wnioskować o ostre kary wobec kierownika schroniska. Prowadzące schronisko Stowarzyszenie Przyjaciół Zwierząt "Azyl” otrzymuje znikome fundusze z miasta na utrzymanie ponad 320 zwierząt.
- Tam mogą pracować tylko pasjonaci lub skazani. Odstąpiłem od wszczęcia postępowania mandatowego, ale wyznaczyłem realne terminy usunięcia nieprawidłowości - mówi Demczuk. Powiadomił też o tych ustaleniach i zagrożeniach powiatowego lekarza weterynarii, sanepid oraz Urząd Miasta.
Kierownik bialskiego schroniska nie ukrywa rozgoryczenia. - Powiadomiliśmy Urząd Miasta, że nie przyjmujemy już osób skazanych do odpracowania wyroku. A pieniędzy na zatrudnienie nowych ludzi nie mamy - rozkłada ręce Marek Pawłowski. - Na schronisko w tym roku z budżetu miasta dostaniemy tylko 320 tys. zł. Sześciu naszych pracowników ma minimalne płace. Udaje się nam przetrwać tylko dzięki sponsorom. Zapowiada jednak, że stopniowo będzie usuwać nieprawidłowości stwierdzone przez PiP.
Bialski powiatowy lekarz weterynarii potwierdza, że w schronisku kuleje opieka weterynaryjna. Ze względów finansowych jedynie doraźnie są wzywani lekarze. - Ale i tak lepiej, żeby psy były tam pod kontrolą, niż miałyby się wałęsać po mieście - mówi Radomir Bańko. I zapowiada, że wystąpi do prezydenta i obsługi schroniska z apelem, aby poprawił się stan sanitarny i zmniejszyło zagęszczenie zwierząt.